Archiwum wrzesień 2014


wrz 27 2014 Posuwam się do przodu (chyba...)
Komentarze: 0

Utrwalam dziś krótko i na temat: rozmawiałem z siostrą. Ofiarowała mi sugestię wstąpienia do MAGISu. To taki "klub pobożnych". Uważa, że jestem trochę młody, ale jak dla mnie to chrzanienie; zwyczajnie (za radą nadawczyni sugestii) udałem się do animatora, po mszy tej grupy, błagając (jakby był wredny, chociaż nie był, to może i na klęczkach) o podanie czasu i miejsca spotkania: wtorek, 18:15. I było być.

Spoglądając na to wydarzenie z innej strony, chciałbym (serio!) poznać WASZE zdanie w tematyce mego postępowania. Czy był to krok w przód? Faktycznie jestem za młody na coś takiego (członkowie MAGISu będą wiedzieli)? W końcu nie jestem zapełniony po brzegi PGJ i mam trochę serca. No i lubię, jak ktoś mi radzi, co dalej. Jestem przekonany, iż będzie to miało pozytywne skutki w dalszym życiu Waszego zwariowanego gimbusa. ;)

A na koniec:

Jasio pyta się nauczycielki:
- Proszę pani, czy można kogoś ukarać za coś, czego nie zrobił?
- Ależ oczywiście że nie.
- No więc chciałem zgłosić niezrobienie pracy domowej...

wrz 24 2014 Życie i życie Gazeta niecodzienna: Trzy...
Komentarze: 0

Dedykuję ten wpis wszystkim, którzy (szczególnie w gimnazjum) DOBIJALI SIĘ o kolejną notkę. Chcieliście to macie!

Do rzeczy. Nie pisałem dość długo, bo byłem zasypany resztą spraw, m.in. nudą. Ale dziś coś zamieszczam, bo Bozia chce zapewne udowodnić że nie zapomniała o mnie i reszcie towarzystwa równowiekowego, więc mi rzuciła nieco Breaking News.

Opowiem, co znowu było dzisiaj. Cztery pierwsze lekcje - liczydło, "co się dzieje jak komuś dasz w nos czyli siły składowe" i dwukrotnie powiększona męczarnia anglojęzyczna - były jak chleb w dni robocze. Napisz to NNN!... NNN masz lufę!... NNN czemu pusta kartka?!... (niekiedy NNN to ta sama osoba :P) i tak się toczy (itst.). Ale od godziny wychowawczej (GDW, lekcja 5.) zaczęły się dziać rzeczy, no, nieco INNE niż wg Schematu Pospolitego. Po pierwsze, Pani dała nam (nie, ma być szacun: Nam, dużą literą!!!) kartki z ankietą, która pomogła ustalić, czy jam wzrokowiec, słuchowiec czy kinematyk (czy jakoś tak, przez PGJ zapominam - chodzi o osobę, która zapamiętuje, gdy coś robi, for example chodzi w kółko). Okazało się, że ja jestem nieco tym czymś na K, W dużym stopniu wzrokowcem, ale głównie słuchowcem. Nie znam wyników u innych, ale mnie to JAKIE TAM COSIK obchodzi. Tak jest zresztą z każdą ankietą. Jak metoda nauki 3Z: zakuć-zdać-zapomnieć. Tlko że tu jest inaczej: zobaczyć-zapisać-zapomnieć. Nawiasem mówiąc, to pilni uczniowie też stosują metodę 3Z, ale ma nieco inną treść: zakuć-zdać-zapamiętać. Taki mój wymysł. PGJ, masz kopa w tył! Po drugie (wciąż na tej lekcji, nadarzył się ciekawy incydent. Pani podchodzi do kartonu, zwraca się do 2a i mówi:

- Proszę bardzo, przyznać się: kto napisał na plakacie Putin?

Od początku: robiliśmy plakat z pomarańczowego kartonu, na którym znalazły się wszelakie podpisy członków klasy.

A zatem - nic. Cisza. Nothing. Gdyby nie moja chęć do gorliwej walki z muchami, komarami i resztą owadów wkurzająco-latających, byłoby słychać muchę przelatującą obok. Jak w kościele (albo - dajmy na to - kapliczce). W końcu ciszę przerwała pewna uczennica.  Uważała się za winowajcę, ale niewiele to dało. W końcu wychowawczyni (polski, bez powtórzeń) uznała, iż należy wyzbierać z całej klasy sumę potrzebną na kupienie nowej kartki. I tak oto, do akcji wkracza Pastey. Pamiętacie jego rolę jako maszynę do podpierania drzwi? Chyba wsławił się u nas. Obiecał pokryć całe koszty, zamiast grabić każdego z osobna. W końcu - jest zastępcą przewodniczącego klasy. Świat potrzebuje takich ludzi!!!

Po trzecie (to już na ostatniej, 6tej lekcji religii), zrobiłem sobie mały przypał, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Otóż, obserwowaliśmy, jak ksiądz po raz n-ty z rządka pokazuje, jak wykonywać chrzest (na wypadek niebezpieczeństwa śmierci możemy chrzcić, jakby się nie wiedziało), kiedy nagle wypaliłem:

- Proszę księdza!

- Słucham?

- Bardzo sprawnie ksiądz pokazuje to wszystko. Co za doświadczenie...

- Co?

- Spytam się z ciekawości: ile razy ksiądz już chrzcił?

HAHAHAHA...

- Cóż... - ksiądz zwrócił się do klasy. - Raz ochrzciłem siostrzenicę.

W klasie dało się usłyszeć rozciągnięte na 2 sekundy "woooooow", a kilku się jeszcze śmiało. Szczęściarz jestem, bo w razie innego, mniej znanego przez klasę księdza zaliczyłbym może lufę lub "uważnie obserwować". Ale była mała frajda!

No i co? Wreszcie bez zbędnego ględzenia w tematyce oczekiwania na następne notki plus nudzenia się, minimum na czas określony w dniach, jakieś 3-4. NO!

Kurcze, przez to pisanie można naprawdę się zmęczyć... No dobra - desant!

janekkto1024 : : nuda  
wrz 19 2014 Weekend od jutra i co było dziś w Gim6
Komentarze: 0

Weekend! Koniec tygodnia. End of the week.Woche Ende (czy jakoś tak, miało być po niemiecku). Krótko mówiąc - najszczęśliwszy po wakacjach okres wypoczynku oraz trzepania klawiaturą i systemem WASD (o co chodzi domyślcie się sami :P) aby poruszać wirtualną postacią. Nic, tylko trzymać pod ustami źdżbło trawy...

Zaraz, moment, chwila, minutkę. Dziś piątek. A szkoła?

No tak, za bardzo się rozpłynąłem...

A jednak PGJ jest czasem chamskie i dla przeciętnego gimbusa. Kto by pomyślał?

No dobra, chyba się zrobiło odrobinkę nudno i beztematycznie, więc może podkręcę tempo... Mama wyjeżdża na rekolekcje. Znika z naszego życia na całe dzisiejsze popołudnie (wyjechała coś koło tej pory), a pierwsze lamenty mnie i Taty (Mama jest osobą przeciętną na swą płeć i nie zawsze nasza męska strona lubi sytuacje z nią związane) zaczną się w niedzielę rano. Rodzice są przydatni do życia, ale jak na razie na mojej twarzy może się wymalować przyjemny, niepozorny uśmiech. W szkole jedyna EPICZNA nowość to pierogi ze śliwą (serio, z zewnątrz są trochę fioletowe) zapodane przez ludzi ze specjalizacji "kucharza stołówkowego" czy coś tam (mój wymysł). Zdawało mi się, że moja hemoglobina zacznie po nich śpiewać "Szła dzieweczka do laseczka", co przy mocniejszym efekcie odbiłoby się na moim głosie, a tu - danie ocukrowane. Nie narzekam na dania sacharozą wsypane, jednakże nie spiłem się żarciem. Mit obalony!

Chyba jeszcze nie wspomniałem, że chodzę w piątki na koło matematyczne (PGJ: Drewniaku, porąbało Cię?!?!?), zatem wspominam teraz. Zeszły tydzień skupiłem na obliczaniu niektórych paskudnych wyrażeń z pomocą wzorów na obcięte rozplenianie ( no co ;) chodzi o skrócone mnożenie), a dziś zająłem się rozwiązywaniem węzłów równań i nierówności (naprawdę mi nie wstyd że to piszę), które zawierają wartość bezwzględną. Wygląda ona tak:

2=2                      -5=5                 --8=-8           -9=-9

Czy już wszystko jasne? To nic trudnego - no chyba że się zacznie wtrącać niewiadomą miedzy tę linię aby się zrobiła nierówność czy równanie:

8x-5=90            9<2(3x)                 INNE...

Gorzej, gimby? Z tym pierwszym idzie jeszcze se poradzić, ale to drugie - nawet mnie, matematycznego mózga, zacina przy myśleniu. Ale mimo wszystko, z pewnością warto chodzić na kółko. Powód jest prozaiczny: 75% frekwencji na kole i wlepione w świadectwo. Warto? NO PEWNIE!!!

Z grubsza to tyle. Możecie se poczytać:

Kilku pracowników zapaliło przy pracy. Wszedł szef, a widząc sytuację, głośno powiedział:
- Tyle razy już wam mówiłem: nie palić w czasie pracy!!!
Ktoś z załogi tak odpowiedział:
- Że niby kto pracuje?


TŁUMACZENIE: Kiedy pracownicy palą, to de facto nie pracują, więc nie łamią zakazu...

Postscriptum - znam sporo kawałów i zbieram je w prywatnym dokumencie. Może suchary, ale część ludzi raczej nie zna, co?

wrz 17 2014 W(y)łamywacz. Jak wyłamać drzwi? Poradnik....
Komentarze: 0

Ooooo... Stały się ostatnio rzeczy nieopisane. A więc będą opisane - w końcu po to jest ten blog, tak.?

No cóż... To "ooo" które dodałem na początku, świadczy o niemiłym wydarzeniu w szkole (łatwo kojarzący zapewne się domyślili). Wspaniała ta sensacja, która niestety nie obiegła okręgu Gimnazjum, nadarzyła się wczoraj, za czasów przerwy między naukami fizycznymi (no dobra, WFami). Występują tutaj Karol (mały spryciarz spoza naszej klasy 2a, bo on jest z 2c) oraz Pastey (z naszej klasy, to pseudonim takiego chłopaka). Część chłopców z A była w szatni, ale czterech (w tym Pastey) zostało na zewnątrz tej szatni. I wtedy Karol wstąpił do szatni chłopaków. Pastey, zapewne dla głupawego śmiechu (właściwego tylko Nam), oparł się bezstresowo o drzwi wejściowe przebieralni (żeby już nie powtarzać), zagryzając kołaczka z cebulką. Po chwili ktoś próbował wyjść z szatni i napotkał opór, wykonany z zatrzymywacza drzwi Pastey-2100, typu opieranego. Efekt był chyba jasny: następowały stuknięcia w drzwi, jedno za drugim, drugie za trzecim, 10te za 11tym (PGJ każe mi skrócić zapis :P). Poradziłem opieraczowi, aby poczekał na kilka uderzeń i usunął się w chwili kolejnego, aby łatwo sprawdzić, "kto tam". Ale ten nagle się usunął i obejrzał się. Wyobraźcie sobie teraz drzwi bez zamocowanego dolnego zawiasu, które zostały na górnym!!!! W efekcie się schyliły. A z szatni wyszedł prawie triumfalnie Karol, w niebieskim dresie, jak gdyby nigdy nic. Wciąż byłem w pobliżu, więc zgłosiłem miejscowego WFistę o incydencie. Ten zaraz zatrzymał Karola, który upierał się, że to ja zrąbałem drzwi. Ale ja mu nie ufałem i zakładam że nikt nie chciałby mu uwierzyć, jako że ja zostałem NA ZEWNĄTRZ szatni. HE HE HE!

Oczywiście WFista na zaraz zaprosił kilku kolegów (w naszej postaci), aby pomogli przytrzymać drzwi. W ciągu kilku minut udało się je przymocować. I z usterki nie został najdrobniejszy ślad!

Jako miejscowy ośmieszany nieraz słyszałem drwiny śmietanki chłopskiej, ale mnie to obchodzi tyle co wielkość guzika od koszuli Murzyna po drugiej stronie globu. Albo kolor śniegu w zeszłej zimie.

Cóż... Może jednak kolor śniegu jest nieco, odrobinkę i szczyptę istotny...

janekkto1024 : : drzwi  
wrz 15 2014 "Nazwij słowo" i "Gadaj zmuszony",...
Komentarze: 0

Jest taka mała nowinka, która z decyzji Pana Przerośnięte Ego (to z powodu PGJ, wymyślone przeze mnie, funkcjonujące na momencik i na potrzeby bloga) powinna odnaleźć swe przeznaczenie biurokratyczno-informatyczne - być na e-papierze.

Do rzeczy. W kwestii tych imion dla słów z polskiego, sprawa się nieco zagmatwała. Po pierwsze, tylko JA uważałem to za sprawdzian - w rzeczywistości będzie to tylko licha kartkówka na 2/3 kwadransu. A szkoda, bo PGJ już się jarało, że jak jego mądra strona skończy pisać, ta "głupsza" będzie mogła się odprężyć, skupiając się na promilach, nadzianiu i całej reszcie tego, co etanolem i dymem doszło do naszych mózgów - a tu (PIK) klops! Po drugie - i to wiadomość bardziej istotna dla strategów kujących ten trudny szkolny metal na hartowaną blachę - termin "odskoczył" sobie z dziś na jutro. Powodem są upodobania (raczej problemy z czasem ale tego się nie pisze) Pani Godek. Mówi się trudno i morduje się dalej...

Mam jeszcze jeden doskonały kłopot. Dzisiejsza lekcja dotyczyła przemowy, a co najgorsze, sami mamy jakąś wygłosić w jesze następny wtorek (23 IX). Kto to (PIK) wymyślił, co?! To jest nonsens i coś na poziomie wyższym od naszego, a nawet chyba wymaganego na klasę drugą. Jeśli moja teza jest poprawna, mógłbym zarobić grube tysiące na sądzie.

Wydaje mi się jednak, że mój wiek będzie stanowił ogólnoeuropejską kpinę (świat to za dużo a Polska to za mało). Co by nie, życie jest ogromnie głupie, nudne i zrąbane jak to drewno na opał (pamiętacie ostatnią notkę?), póki nie dorobisz się dowodu istnienia. Widziałem w jakimś filmie ojca, który tłumaczył synowi, iż jego prawo jazdy jest jego życiem, niemalże prawem do życia. No w sumie - bez obrazy, ale jeszcze nie widziałem Żyda z prawem do pojazdów w ręku - nawet cudzym. A w drugiej nabijance widać było, jak miło im się żyło. Gdybyś więc, ty Nieznany Tato, mówił zamiast o prawie do aut, o dowodzie - z całą szczerością popieram.

W porządku - to chyba tyle. Na koniec - Gimbusy, nie dajcie się!!Inc.

wrz 14 2014 Imiesłowy, III Wojna Gimnazjalna i Żałoba...
Komentarze: 0

Biedny ostatni wpis... Idzie się tylko użalać nad tym, jak brakło mu śmiechu. Ale teraz to nadrobię i podniosę odrobinę kursy akcji blogowych. KASA, KASA, KASA!!!

Dobra, pora na realia, tak? No więc - ostatnio obiecałem, że coś popiszę o IMIESŁOWACH. Nazwa będąca udręką dla nas i relaksem (SPA czy jakoś tak) dla nauczycieli lub polonistów. Zatem, w ostatni wtorek była pierwsza lekcja polskiego na ten temat. Pani Godek rozpoczęła pisanie wapnem po tablicy. Tłumaczyła, że imiesłowy są pochodne od czasowników (czasownik=część mowy). Podkreślała także, że nie znamy wykonawcy czyności. Cóż, zdrowy rozsądek podpowiada mnie i nam, iż tutaj MUSI być jakiś właściciel. Niestety, nie moja wina, że polski jest porąbany jak drewno na opał. Ano trudno. Trzeba co tam spamiętać.

Przyjrzałem się schematowi z tablicy. Imiesłowy dzieli się na przymiotnikowe i przysłówkowe (a miał być czasownik, no ludzie!). Przymiotnikowe mogą być (raczej muszą być) czynne, zakończone na -ący/a/e (grający - coś tam logiki jest, ufff) albo też bierne, z końcówką -ny/a/e lub -ty/a/e (załatwiony!). A te przysłówkowe muszą być (patrz wyżej) współczesne, na koniec których wmontowano -ąc (brzdąc?) lub też uprzednie, z końcóweczką (dla odmiany) -wszy albo -łszy (zgodnie z PGJ kojarzy mi się przywaliwszy jako przykład). Ten podział ma się znaleźć w głowie - a przynajmniej powinien - albo będzie pała ze sprawdzianu w poniedziałek za imienia słowne.

Mnie tam nic nie grozi. Jestem kujonem takim, że załatwi mnie TYLKO, W OGÓLE I WYŁĄCZNIE coś potężnego z historii, bo to tylko moja słabość szkolna.

A teraz coś z wojny. Serio, w ostatni piątek była wojna na pierwszej matmie. Pani Michalik wyszła na pięć minut.

Drzwi trzasnęły. 10 sekund. Oberwałem kawałkiem gumki do mazania. Zachwilę jeszcze jednym, a potem kolejnym. Kolejni strzelcy to Krystian, Aneta oraz Arek. Chwilkę późn9iej zacczyna się draka. Potem bitwa, i wreszcie wojna. WOOOOOJNAAAA!!!

Oczywiście jak tylko przełożona matematyką wraca do sali, natychmiast natępuje pokój w Gimnazjum w 2014. No i z uśmiechem postarałem się o uwagi (po jednej na głowę) dla tych osób, których imiona wspomniano wcześniej.

Jeszcze mała uwaga. Dzisiaj niedziela, tak? (Jeśli nie, to znaczy, że czytacie o innej porze - logiczne, nie?) Więc - powiem, co było na mszy. Osoby bardziej pobożne wiedzą, że dziś Podwyższenie Krzyża Świętego. Ale, były śpiewy najgorszej jakości, najsmutniejszego humoru, najchłodniejszej szaty i najbardziej molowego akordu. Czułem się chyba jak na pogrzebie. Mówiłem też o tym swej siostrze, *****[prywatność;)], która doznała identycznego wrażenia. Wyobraźcie se teraz - wydawało się jej, że jest okres Wielkiego Postu! Taki był tego humor. Po prostu niewiarygodne.

Podsumowanie: Dni były zwariowane bardziej niż standardowej męskiej wielkości mózg. Każdy ma swoją małą męczarnię. A tymczasem - krzyżyk na drogę!

wrz 12 2014 O Settlers 6, czyli jak sobie pooszukiwać......
Komentarze: 3

 

Nie myślałem, co dzisiaj (czy naprawdę kiedykolwiek) wpiszę. Ale mogę Wam też przedstawić swą  wiedzę na temat gier. To chyba nawet nienajgorszy pomysł... Może ściągnę tutaj jeszcze paru maniaków gier komputerowych?

Niech za przykład posłuży mi jedna z tych nadzwyczajnych strategii ekonomicznych z serii The Settlers, wersja szósta, zwana inaczej The Settlers: Narodziny Imperium. To taka piękna gierka, w której budujesz domki, robisz swoim uśmiechy, bogacisz się, podajesz rękę kolegom, a czasem także spuszczasz im w pier...niki (dobrze, że zdążyłem ugryźć się w język). Zaczyna się z zamkiem, magazynem, rynkiem i katedrą (w piewszej misji, bo treningowej, katedry nie ma). Jak któryś z nich będzie kaputt, to TY też będziesz kaputt. Na tych budynkach nie zarabiasz, więc może postaw coś na ziemi. Poszukaj wózka po prawej ekranu i otwórz menu. Wybierz przycisk z balami drewna, tj. chatkę drwala, i palnij ją gdzieś na ziemi, byle blisko drzew. Powiedzą Wam wszystko w tutorialu (część treningowa), ale ja też mówię. Przyda się jeszcze (najczęściej) kanciapa dla myśliwego przy zwierzakach (mają oznaczenie sarny) i dla rzeźnika (tego należy, jak każdy inny budynek miejski, umieścić blisko magazynu, przy drodze). Z tego można zarabiać i przetrwać. A więcej się dowiesz, jak więcej tam narobisz ruchu. Pobudujesz niemało, poulepszasz budynki jak zechcesz i awansujesz se rycerzem na wyższy stopień. To znaczy margrabiego, jak byłeś rycerzem czy margrabiny jak się było damą.

I tak dalej. Over and over. Et caetera. Jak kto woli, bo demokracja. Ale to chyba dla większości wprawnych graczy to były głupstewka. Czas na fakt nieco ważniejszy: jak zarobić na WYSOKICH podatkach, nie wkurzając ludzi, a nawet ich ciesząc?!?!!?

Dobra. To wymaga stopnia hrabiego/hrabiny (czwartego z siedmiu), bo wtedy masz prawo do zmiany podatków. Poczekaj, aż podatnicy wrócą z obecnego zbierania. Teraz podrzuć podatki w górę, w menu zamku. Zauważ, że podczas zbierania znikają wszystkie czerwone i/lub zielone chmurki na górze po lewej, pod paskiem reputacji pokazujące, z jakich powodów się ona zmieniała, a po tym, jak ostatni koń zawita w zamku, pojawiają się znowu, czasem inne. Wróćmy do naszej sytuacji. Po chwili oczekiwania twoi koleżcy od Mamony wylezą z zamku z zadaniem wylizania złotych zapasów mieszkańców z każdego zakamarka. a teraz ważne: ZANIM podatnicy wrócą ze żniwem, musisz zniżyć podatki do zera. Wówczas wpływy zmienią się zgodnie z wysokim ustawieniem, a reputacja ludzi wzrośnie, zgodnie z obecnym ustawieniem na zerze. Co więcej, możesz powtarzać ten proces tak często jak zechcesz: kiedy ostatni podatnik wróci do zamku z pełnym worem, znowu palnij podatkami spoza skali! A jak koledzy wyjdą, zniż je. Jak ostatni kolega wróci, ponownie nakaż pełną zbiórkę kapsli wartościowych. Skarbiec na maksa, ludzie mają dziury w kieszeniach, a uśmiechają się jakby mieli "proszę", "dziękuję" i "przepraszam" w owych kieszeniach. Czy to nie magiczne?!?! No pewnie że tak! W piątej odsłonie zbiera się VAT co dwie minuty, bezpośrednio, więc tam już nie jest tak pięknie. Ale o tym innym razem.

Jeszcze mała wskazówka. Budując umocnienia, postaraj się (jak nie zabraknie ci kamienia) stawiać mur tak, aby cofnąć bramę trochę do wewnątrz:

MURMURMURMUR                        MURMURMURMUR

                         MUR                        MUR

                         MUR B R A M A MUR

To najskuteczniejsza metoda na ataki taranem. Jeśli dodasz katapulty na wieże, to system stanie się niezwykle skuteczny: taran musi przejechać większy dystans ku bramie!

Inną metodą na odparcie oblężenia jest użycie wież oblężniczych z łucznikami przy murze. Muszą się one znaleźć jak najbliżej muru, ale wciąż wewnątrz.

Niestety, cała ta zabawa z wieżyczkami ma jedną wadę: aby móc zbudować w warsztacie coś takiego, potrzebna jest godność markiza - aż piąta spośród siedmiu dostępnych. Na przygotowanie katapult na wieżach muru potrzeba na szczęście tylko być hrabią, czyli mieć czwartą godność z siedmiu.

No i są jeszcze kamienne pułapki, stawiane pod bramą, przydatne na ataki taranem, też wymagany hrabia. Sam ją uruchamiasz, jak samochodzik podjedzie. On ci zapuka, a ty zamiast powiedzieć "kto tam", spuścisz mu kubeł zimnych kamieni na głowę i odprawisz ze słowami "miłego rozpadania się"!

No. To gdzieś tyle na temat wiedzy o tym świecie, pomijając to, jak buduję miasto. Nie podoba mi się tu jednak pewna rzecz: W The Settlers: Narodziny Imperium nie możesz zbudować imperium na jednej mapie! Pisząc to, mam na myśli ograniczenie ilości osadników, we wcześniejszych seriach nie było bowiem takich ograniczeń. Może piąta wersja miała ograniczenie w postaci wolnych miejsc na ośrodki wiejskie, ale jak na razie to bez związku.

Aha, i jeszcze jedno: kiedy napisałem "pisząc", już wiedziałem, że piszę imiesłów przysłówkowy współczesny, ale jeszcze poruszę ten temat. A jak na razie:

Adios Los Blogos!!!

janekkto1024 : : gra  
wrz 07 2014 Jakoś się przeżyje...
Komentarze: 0

Dzisiejszy dzień nie zaczął się dla mnie wspaniale. Trochę brakło mi humoru i szczęścia. A szkoda... Pogadałem z siostrą. Uznała, że nie powinienem opierać się na innych, tylko się oceniać, ograniczając się do siebie. I wiecie co? Chyba podziałało. Widzicie? Mały błąd czyni wielkie cuda. Zło jest dobrem!

EJ, MOMENT!!! Zło jest dobrem?

Nie no, to się przecież wyklucza...

wrz 06 2014 Czego znowu, szkoło?!?!
Komentarze: 0

Wiem, że tutejsi Czytelnicy wolą rechotać, ale teraz zapiszę tu coś o aktualnościach ze szkoły. Pewnie to trochę głupie zważywszy na PGJ (co to za skrót, zobaczysz w poprzedniej notce lub na tytule), ale - nie chcę się nudzić i wykorzystać nadany mi przez Niego czas. Tak więc, mam w szkole paru nowych nauczycieli:

Numero uno - Pan Dariusz, nie pamiętam nazwiska, magister od fizyki. Wygląda na osobę bez stresu i z luzem - przynajmniej takie JA mam zdanie, nie zwracam uwagi na ewentualne tajemnice, które mógłby ukrywać. Zresztą napotkałem go niedawno na JEDNEJ lekcji fizyki, może czasem na korytarzu. Trochę brakuje tutaj kontaktów czy znajomości, nie? Tak czy inaczej, łatwo chyba będzie przetrwać pod jego okiem. co dalej, już moment:

Number two - Agnieszka Michalik (chyba) - nauczycielka matematyki. Ta zmiana nie wydaje mi się pozytywna - poprzednia pani o nazwisku Anna Król może miała w sobie coś z tego nazwiska (tzn. rządzić się), ale była kimś porządnym i łatwo było wyzbierać dobrą ocenę. Poza tym, tak jak lubię (:D), tłumaczyła wszystko wykładowczo (no nie, błagam, ja nie mogę tego lubięć, to się wyklucza!). A nowa pani chce wszystkich dostosować, robi ulgi itd. itd. itd... Może mnie to cosik tam pomoże, ale jej wymagania na początek roku związane z powiększonym ACzterowym zeszytem wszystkim sprawi trochę bólu, nawet mnie. W końcu PGJ wciąż się do mnie odzywa... Ale my tu gg (słoneczko), a już zapominam o ostatniej zmianie.

Numer trzy (nareszcie po polsku :P) - pani Pawnik, uczy angielskiego. To już nie wyniszcza nas tak bardzo, bo wcześniej uczyła słabszą grupę naszej klasy (rok temu mieliśmy podział, bo było mnóstwo smarkaczy), więc nie powinno to ludziom z PGJ sprawiać kłopotów. Dużo się nie zmieniło w kwestii sposobu prowadzenia zajęć. I tyle dobrze bo jestem normalnym homo sapiens i wolę się przyzwyczajać, a nie robić rewolucję [i tak jak na razie brakuje mi wojska :)))))))].

Życie jak na razie jest znośne. Poza tym że z czasem poddadzą nas obróbce w celu wydobycia substancji Pana Tadeusza. Niestety - musimy oddawać próbki przez cały czas. Z matematyki, muzyki, języka szwabskiego[;)], fizyki, chemii, geografii, w końcu i biologii...

Cóż, jak na razie tylko jeden pomysł na pokrzepienie serc:

To jest życie. Ale jeszcze się stąd wyrwiecie, w końcu edukacja to bezsens!!!!!

Dziękuję.

wrz 03 2014 Zmiana nazwy!!!
Komentarze: 0

Mój blog nie nazywa się już blog-o-czyms, tylko zycie-i-zycie. Ostrzegam Was wszystkich, krótko i na temat. Sorka za utrudnienia [wciąż jestem gimbus, pamiętać! ;)] i miłego czytania!