Życie i życie Gazeta niecodzienna: Trzy...
Komentarze: 0
Dedykuję ten wpis wszystkim, którzy (szczególnie w gimnazjum) DOBIJALI SIĘ o kolejną notkę. Chcieliście to macie!
Do rzeczy. Nie pisałem dość długo, bo byłem zasypany resztą spraw, m.in. nudą. Ale dziś coś zamieszczam, bo Bozia chce zapewne udowodnić że nie zapomniała o mnie i reszcie towarzystwa równowiekowego, więc mi rzuciła nieco Breaking News.
Opowiem, co znowu było dzisiaj. Cztery pierwsze lekcje - liczydło, "co się dzieje jak komuś dasz w nos czyli siły składowe" i dwukrotnie powiększona męczarnia anglojęzyczna - były jak chleb w dni robocze. Napisz to NNN!... NNN masz lufę!... NNN czemu pusta kartka?!... (niekiedy NNN to ta sama osoba :P) i tak się toczy (itst.). Ale od godziny wychowawczej (GDW, lekcja 5.) zaczęły się dziać rzeczy, no, nieco INNE niż wg Schematu Pospolitego. Po pierwsze, Pani dała nam (nie, ma być szacun: Nam, dużą literą!!!) kartki z ankietą, która pomogła ustalić, czy jam wzrokowiec, słuchowiec czy kinematyk (czy jakoś tak, przez PGJ zapominam - chodzi o osobę, która zapamiętuje, gdy coś robi, for example chodzi w kółko). Okazało się, że ja jestem nieco tym czymś na K, W dużym stopniu wzrokowcem, ale głównie słuchowcem. Nie znam wyników u innych, ale mnie to JAKIE TAM COSIK obchodzi. Tak jest zresztą z każdą ankietą. Jak metoda nauki 3Z: zakuć-zdać-zapomnieć. Tlko że tu jest inaczej: zobaczyć-zapisać-zapomnieć. Nawiasem mówiąc, to pilni uczniowie też stosują metodę 3Z, ale ma nieco inną treść: zakuć-zdać-zapamiętać. Taki mój wymysł. PGJ, masz kopa w tył! Po drugie (wciąż na tej lekcji, nadarzył się ciekawy incydent. Pani podchodzi do kartonu, zwraca się do 2a i mówi:
- Proszę bardzo, przyznać się: kto napisał na plakacie Putin?
Od początku: robiliśmy plakat z pomarańczowego kartonu, na którym znalazły się wszelakie podpisy członków klasy.
A zatem - nic. Cisza. Nothing. Gdyby nie moja chęć do gorliwej walki z muchami, komarami i resztą owadów wkurzająco-latających, byłoby słychać muchę przelatującą obok. Jak w kościele (albo - dajmy na to - kapliczce). W końcu ciszę przerwała pewna uczennica. Uważała się za winowajcę, ale niewiele to dało. W końcu wychowawczyni (polski, bez powtórzeń) uznała, iż należy wyzbierać z całej klasy sumę potrzebną na kupienie nowej kartki. I tak oto, do akcji wkracza Pastey. Pamiętacie jego rolę jako maszynę do podpierania drzwi? Chyba wsławił się u nas. Obiecał pokryć całe koszty, zamiast grabić każdego z osobna. W końcu - jest zastępcą przewodniczącego klasy. Świat potrzebuje takich ludzi!!!
Po trzecie (to już na ostatniej, 6tej lekcji religii), zrobiłem sobie mały przypał, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Otóż, obserwowaliśmy, jak ksiądz po raz n-ty z rządka pokazuje, jak wykonywać chrzest (na wypadek niebezpieczeństwa śmierci możemy chrzcić, jakby się nie wiedziało), kiedy nagle wypaliłem:
- Proszę księdza!
- Słucham?
- Bardzo sprawnie ksiądz pokazuje to wszystko. Co za doświadczenie...
- Co?
- Spytam się z ciekawości: ile razy ksiądz już chrzcił?
HAHAHAHA...
- Cóż... - ksiądz zwrócił się do klasy. - Raz ochrzciłem siostrzenicę.
W klasie dało się usłyszeć rozciągnięte na 2 sekundy "woooooow", a kilku się jeszcze śmiało. Szczęściarz jestem, bo w razie innego, mniej znanego przez klasę księdza zaliczyłbym może lufę lub "uważnie obserwować". Ale była mała frajda!
No i co? Wreszcie bez zbędnego ględzenia w tematyce oczekiwania na następne notki plus nudzenia się, minimum na czas określony w dniach, jakieś 3-4. NO!
Kurcze, przez to pisanie można naprawdę się zmęczyć... No dobra - desant!
Dodaj komentarz