Archiwum październik 2015


paź 30 2015 Samo życie, czyli wreszcie materiał godzien...
Komentarze: 0

Nareszcie coś wyłącznie o mnie i moich problemach... Większość wychodzi mi z zadań domowych z MAGISu. Ano właśnie... Nie kontaktowałem się z wami, zatem nie pisałem wam tego: od trzech chyba tygodni nie było mnie na spotkaniach cotygodniowych, gdyż ich po prostu nie było... Po ostatnim spotkaniu sprzed tygodni miałem najpierw informację o tym, iż animator był zajęty i podesłał nam medytację, gdzie uświadomiłem sobie o niełatwości życia, które mnie czeka, następnie niebyło żadnego spotkania, a w ostatnim tygodniu niby planowano spotkanie bez animatora (bo ten się znowu rozchorował), ale i tak przyszło parę osób na krzyż (a raczej na znak krzyża). No a wczoraj, w czwartek, było wreszcie spotkanie. No i wtedy dostałem zadanie, aby zapoznać się z kimś z pierwszego stopnia. No a ja nie mam głowy do znajomych i poznawania ludności...

No i jeszcze nadchodzi termin jakiegoś wielkiego testu z historii z PIERWSZEJ klasy. O ile dobrze pamiętam, nie mam tego podręcznika. Do trzeciej klasy (na której obecnie jestem!) mam podręcznik, do drugiej zachowałem, ale z pierwszej już chyba nie bardzo... Poradzę sobie jakoś. Pewnie w Internecie da się znaleźć program nauczania na pierszą klasę z histErii... Zobaczymy. Albo będziemy cierpieć i dostaniemy jakąś gorszą ocenę z owego przedmiotu. Na klatę przyjmijmy!

Może pisałem, może nie... Planuję nareszcie robić coś w życiu, zastanawiałem się nad grafiką komputerową, ale raczej pójdę na tworzenie gier. Oczywiście zacznę od czegoś drobnego, później "zobaczy się".

No to tyle... Mam nadzieję, że załapaliście wszystko (jak ja kocham zawile pisać...) i dowiedzieli trochę o mnie i przyszłości... Poza tym jadę jutro do krewnych na całość dnia (cały dzień znaczy się), módlcie się za mnie abym przeżył jakoś i pretrwał i w ogóle... No nie, tak źle nie będzie... ;) Dzięki za wszystko, w tym czytanie, oczywiście modlitwy też, no i cześć oraz do widzenia!

janekkto1024 : :
paź 09 2015 Jak zwykle, warunki życiowe stają się...
Komentarze: 0

Tytuł pewnie wyjaśnia już, że zaraz zacznę wytykać Boga, skarżyć się na los i pisać przeróżne pozwy, niczym Rejent z "Zemsty". I tak dalej. No, może nie będzie AŻ TAK tragicznie... W końcu nie jestem specjalistą od takich totalnych zażaleń, że coś mi nie pasuje... Niemniej jednak muszę przyznać, iż (gdybym dał tu "że", byłoby to nieładne powtórzenie :P ) ostatnio miałem niełatwo, jeśli chodzi o naukę i takie tam. Eh, ta szkoła to tylko same problemy, nie?

Przypatrzcie się. Ostatnio miałem taki pilny wyjazd do Limanowej (bez szczegółów, to tajnie ścisłe), więc nie było mnie zupełnie w ostatnią środę (spoko Maroko, usprawiedliwiony jestem ;) ). Wtedy miałem oczywiście zastępstwo za religię, równa się (w domyśle czytajcie "to znaczy") histEria... Było dla mnie lepiej przerobić ostatnią lekcję (akurat było powstanie USA), ponieważ niejednokrotnie nauczyciel mógł nam dodać odpowiedzi "z ostatniej lekcji" i natychmiast nam ująć na ocenie, nadając jedynkę. Szczęśliwie tak nie było... Tego dnia miałem jednak jeszcze biologię, więc na dzisiejszej kartkówce z tego przedmiotu straciłem parę punkcików. Konkretnie z rodzajów podziałów komórkowych, mitozy i mejozy. Jak pani tłumaczyła, "w podręczniku było tylko skrótowo, a ja tłumaczyłam nieco inaczej". I miała rację.

I tak mi tego nie dość. Opuściłem dodatkowo angielski. Zdążyli mnie obsypać DWIEMA pracami pisemnymi. Szczęście, że krótkimi. Była ona każda 50-100 słów limitu, a zadanie wyglądało tak:

"Stało się (co?). Napisz (e-mail/list), w którym:

- ????? (np. coś ujmiesz, wprowadzisz, wybaczysz za milczenie w korespondencji)

- ????? (np. coś opiszesz, wyjaśnisz)

- ????? (np. coś zaproponujesz, zaprosisz)

Podpisz się jako XYZ. Rozwiń swą wypowiedź w każdym z 3 podpunktów, pamiętając o limicie 50-100 słów (wersja skrócona opisu)".

"Stało się". Wg. Ap (Apokalipsy św. Jana), gdy wylano siódmą czaszę gniewu Bożego, też był taki wielki głos, "Stało się". Poczytajcie. :))) No. Ogółem jakoś se z tym poradziłem. Jedno pokreśliłem trochę, bo wyleciałem powyżej limitu słów, drugie już lepiej. Z obu miałem po 5. Czyli nawet ładnie. :)))

Przeżyłem jeszcze dzisiaj recytację wybranego trenu Jana Kochanowskiego (z podręcznika) do wyboru nr 5, 7, 8 i 10. Wybrałem piąty, bo w miarę mało archaizmów. I tylko raz się zaciąłem. Wow... W statystykach klasy to było tak: raz był dziesiąty, chyba dwa razy siódmy, najwięcej razy był nr 8. No i koło 9 razy tren nr 5.

To chyba tyle... Jak widzicie, wypełniam pośpiesznie pustki w blogu, pisząc totalne bzdury (albo niepotrzebne teksty - wolność wyboru, niepotrzebne skreślić). Ale lubię to ująć z własnego punktu widzenia. Tak więc główne zadanie tego bloga (zwracanie na siebie uwagi, bycie dziwnym, rozśmieszanie, od pewnego czasu pisanie o Bogu i o tym, że jest naprawdę niezły) zostało należycie spełnione.

A poza tym - Czytajcie początek drugiego akapitu. Czy ja naprawdę pisałem, że coś jest ściśle tajne, czy to tylko iluzja optyczna? Zapraszam na komentarze, niech dyskusje o moim blogu ciągną się po horyzont!!! :))) Pamiętaj, że możesz być kimś, kto choć odrobinkę ją wydłuży. ;) Najlepszego!

janekkto1024 : :
paź 02 2015 Co nowego, czyli odnowa bloga po niepisaniu...
Komentarze: 0

Otóż, gorące powitania. Dawno coś nie pisałem, nie? Z tym zaglądaniem co tydzień do bloga (zalecałem tak, bo może będę pisał co niedzielę) to najwidoczniej lekka, a zarazem totalna przesada. Ale mam co do wpisania, więc się opłaciło otworzyć kartkę e-papieru...

Mam tu opis ostatnich czasów, kronikę z niedawna. Konkretnie... Był sobie Dzień Wspólnoty. Chyba tydzień temu, w sobotę. Jeśli dobrze pamiętam. A mam kiepską pamięć do niektórych faktów... Owy superdzień to spotkanie ogólnopolskiego MAGISu (jasne chyba, że nie wszyscy, NIEKTÓRZY nie mogli przyjść), na którym, jak się wkrótce okazało, bo leciałem na żywioł, jadąc, i nie wiedziałem co to w ogóle jest, wszyscy urządzają sobie totalną zabawę i szaleństwo - taką gigantyczną integrację. Wszyscy zrozumieli to zdanie? :PPP Wpierw jednak poszliśmy na mszę do stycznego do dyskotekowni kościoła (był OBOK, no), gdzie zaznałem wielkiego szczęścia, wziąwszy Jezusa z Komunii Świętej. Sekretem było mówienie Mu: "Chcę Cię dziękować", "Chcę Cię prosić", tak samo do przeprosin. I zaraz zsyłano mi dar formowania dobrych słów na ziemię, czyli mój mózg. Umiałem dziękować za dary życia, wolnej woli, posiadania Boga, który dał się zabić tylko dla mnie... No i wiedziałem, o co prosić, tudzież o rozpoznanie działań Boga w małych rzeczach, nie tylko czymś wielkim, wspaniałym lub uderzającym... Co najlepsze, zaczęło się od zaleceń naszego ojca (tzn. duchownego - po tym, jak przyjęliśmy sakrament, zaczął nas wzywać do wewnętrznego uwielbienia)! Gdy już doszło do Dnia Wspólnoty, oprócz obżerania się kiełbaseczkami z grilleczka, jeden taki gostek zapoznał mnie z całą masą dziewczyn. Ledwo już pamiętam imiona (nie mam pamięci do imion, zaprawdę wam powiadam! :D), ale chyba nie szkodzi. Prawie każdej opowiedziałem przeżycia z kościoła. Miło im było słyszeć. Jak co, to dodaję, że wyjechałem do jakiejś odległej miejscowości autokarem - o 6.30 wyjazd spod kościoła kolejowego w Nowym Sączu, około 19tej znów w domu.

I tak to jest, jak nie planuję notki... :P

Co jeszcze? Ciut ze szkoły. Po pierwsze, mamy mieć jakiś sprawdzian pisania po klawiaturze (eee nie, NA klawiaturze :)) ) bez gapienia się w nią. Z informatyki. Ale ta odpowiedź coś nie dochodzi do skutku. Mistrz to ja nie jestem, Znam tylko litery ze środka (a-s-d-f na lewą rękę, j-k-l-; na prawą), ale nie znam się zbytnio na łączeniu rąk ze sobą i używaniu średnika (mały palec prawej ręki wciskający właśnie średnik chwilami mi szwankuje, a wprawki na ten palec są niewykonalne), więc nieco mnie to wkurza... Po drugie, odpowiadaliśmy klasowo z historii. Właśnie dziś. Było takie powtórzenie wiadomości z działu. Pan (czy tam nauczyciel, jak zwał tak zwał) wskazywał każdorazowo kogoś na odpowiedź na pytanie i zostawiał go w spokoju po Właściwej i niewłaściwej odpowiedzi, ale dwie takie pomyłki równały się jedynce... Ogółem było łatwo złapać bombkę. Szczęśliwie mnie ten haniebny los nie spotkał... Dlatego właśnie nie lubię historii. Nie można być co do niej leniem, a nasz pan niezbyt nas do niej inspiruje. Podobnie jaki pani z podstawówki, też nie było u niej łatwo z histerią. Ale to inny temat.

Dodatkowo uzyskałem dwukrotnie zrozumienie sensu paru maksym. Pierwsza z nich: "Pamiętaj, że musisz opowiedzieć ludziom o tym, co cię spotkało. Musisz dać świadectwo." ("Największy z cudów", film religijny). Świadectwo dawałem przecież dziewczynom za czasów DW (czyli Dnia Wspólnoty, taki skrót znany w MAGISie) z tego olśnienia w kościele z tego samego dnia. Drugie hasło jest podwójne: "Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?" (Mt 7,3) oraz "Można przecież zalać sobie kawę, dopiero potem iść się ubierać, robić różne inne rzeczy..." (część rozmowy z tatą o planowaniu poranka np. przed wyjściem do pracy). Zrozumiałem, że n najpierw ja powinienenm sprwadzić rozplanowanie swego dnia, a dopiero potem wkurzać innych, że ich dni zawsze toczą się bez planu i chaotycznie. :))))

To tyle. Mała, może cosik długa, notka o tym, co chciałem zapisać. Cóż, nie powinniście się wkurzać o długość posta, bowiem kroniki zawsze były długie, heheh... Głoście Mojego Bloga i wzywajcie do komentowania! (trzecia Tajemnica Światła w mojej wersji :P)

janekkto1024 : :