Archiwum maj 2015


maj 31 2015 Czas na aktualizację bloga ;)
Komentarze: 0

Pora wprowadzić kolejną aktualizację i jeszcze bardziej schrzanić program zycieizycie.exe!!! Albo nawet polepszyć, bowiem w przeciwieństwie do innych ulepszeń, te są może nieco bardziej przemyślane.

Mniejsza. Zacznę może od informacji o MAGISowych rekolekcjach letnich... Tak, w lipcu będę wielbić Boga, podobnie jak na zimowych rekolekcjach. Różnica z grupy gigantycznych polega na tym, że te zimowe przeżycia miały dni 4, zaś letnie mają czas trwania określony raczej tą liczbą z dodatkową jedynką w pozycji dziesiątek, czyli mają egzystować przez 14 dni. Ale to taka mała, epizodyczna różnica, czyż nie? W końcu liczy się treść...

Jeden z moich kolegów z grupki nie jest zbyt zdecydowany, nie wie, czy wybrać rekolekcje, czy pracę, którą ma zostać przejęty na czas co najmniej lipca (czy coś koło tego). A animator ostrzegał, że bez nich nie ma przejścia na drugi stopień (mamy bowiem teraz pierwszy). Zalecaliśmy mu oczywiście, aby postawił Boga na pierwsze miejsce, dzięki czemu WSZYSTKO znajdzie się w spisie tam, gdzie ma być. Choć niewiele to pomogło. Najlepszy był inny "jeden z nas" (obowiązuje nas troszkę tajemnicy), który powiedział prosto z mostu jak do dobrego kolesia: "wystarczy, że zaufasz Bogu, stary".Cóż, poczyniliśmy wszystek co w mocy ludzkiej. Oby się udało!

Inna informacja z grupki jest jeszcze gorsza: jeden z członków pożegnał się z nami i odszedł od MAGISu. Powód decyzji zachowuje dla siebie. Gotów jest także oddać nam swoją modlitwę, toteż na dzisiejszej mszy oddałem mu swoją. Chciałbym, żeby wrócił do dawnego życia. Mógłby śledzić nasz postęp i doświadczenie, jakie posiedlibyśmy, mając drugi stopień. Sam może by go nie uzyskał, acz co z tego? Jak to "ktoś" powiedział, "będę za nim tęsknił". I tak by może powiedziało paru innych naszych.

Może, żeby nie było tak szaro, dorzucę wykonany komiczną prozą opis drogi do kościoła, gdy mijałem cmentarz przesłonięty sosnami i chodziłem po popękanych płytkach: "Gdy tak szedłem, mijałem zaświaty, skryte pod grobami granitowymi. Widać te wielgachne iglaki, co stoją na straży umarłych i nie pozwalają, by kto im spokój wieczysty zakłócił. A spojrzawszy w dół, zaraz ujrzałem te postrzębione płyty z betonu, rozłożone jak monstrualne liście na leśnej ściółce, i pomyślałem, jak okropnie są ludzie zepsuci, skoro nie tylko o ducha, ale i o świat materialny nie chcą zadbać. Może lenistwo jakie ich opanowało... Po coż jednak znowu myśleć o tym, co? Przecie ja do ziemskiego domu Bożego, chwalić Pana idę. Po cóz znowu sobie głowę zaśmiecam?". A nie mówiłem, że najważniejsza jest treść? :D

janekkto1024 : :
maj 20 2015 Nudna rzeczywistość, czyli BEZUŻYTECZNE...
Komentarze: 1

Tak, jestem przeciwko plotkowaniu, bo po co rozsyłać tyle kłamsteweczek, skoro i tak się z nich wyzbiera jedno większe kłamstwo?

No tak, nie tutaj tematyka... Nie wiem za bardzo, co tu tym razem umiejscowić. Myślałem o opisie gry, takim jak w notce o The Settlers VI, ale to może innym razem. Coś wyzbieram.

Na przykład to... Dzisiaj mieliśmy drugie już zajęcia z kulinariów, na lekcji zajęć technicznych, czyli zużywaliśmy bez większego sensu owoce pracy ludzi w pocie czoła, które i tak jeszcze muszą być opryskiwane ku umożliwieniu życia producentom... No bo zwyczajnie pożeraliśmy nasze drobne dania po ocenieniu. Dwa tygodnie temu (tydzień temu nie, bo mieliśmy pewne takie wyjście w teatr(zyk), nie pamiętam nazwy przedstawienia) wykonywaliśmy "kanapki ozdobne", innymi słowy należało pokazać, iż się umie przygotować coś efektOwnego, acz nie zawsze efektYwnego, zaś dzisiaj sałatkę warzywną. A w kolejne zajęcia jeden z uczniów (o ile dobrze pamiętam, to on tak lubiał gotować :D) ma przynieść opiekacz, aby móc przygotować jakieś tosty z serem czy wędliną. Oczywiście, jak już napomniałem, wszystko wkrótce zostanie zutylizowane w energie, zresztą ekskluzywnie, bo wstępnie zębami i zasadniczo w żołądku. Wydaje mi się, że te zajęcia mają niezbyt duży sens. Cóż, ma to i swoje zalety - kinestetycy, czyli wolący uczyć się bardziej poprzez gry czy "ingerowanie w coś", mogą pouczyć się zasad higieny albo BHP. Tylko po co... Każdy wie, że pierwsza zasada tego BHP to "nie dać się pociąć albo uszkodzić sobie i innym". Ja tę zasadę osobiście uważam za jednocześnie pierwszą i ostatnią w każdym kodeksie BeHaPe.

Lekcja religii też była dzisiaj dość szczególna, bowiem ksiądz zezwolił nam skierować do niego anonimowe pytania na kartkach. Kryteria - proste: jakieś wątpliwe kwestie o wierze. Były dość różne, choć momentami pojawiały się tu raczej tłumaczenia tematów świeckich na język religijny, jak "czy Bóg stworzył, poza ludźmi, inne istoty inteligentne" (niedokładny cytat, więc mi się nie burzyć, znajomi). Były również rzeczy bardziej szczegółowe, na przykład o terminy odpustów zupełnych (różne, dla każdej parafii), ITeDe. Dowiedziałem się również (taak, dowiedziałem), że jakiś tam lęk przed Spowiedzią Świętą jest dla nas nieodzowny, może nieprzesadny, ale jakiś musi być. Osobiście nazwałbym to skruchą, żalem. Tak tylko. :D

No już dosyć, bo zanudzę... Myślę, że nadrobiłem odrobinkę normę uśmiechu na notkę, bo reszta miała go chyba mało... Zresztą, nazwa nie zawsze ma sugerować, iż będzie rechotanie, śmiech i setka za setką aaaż do raaana, zatem... ;) Miło więc zapewne było, miło się pisało, i... niemiło się z wami pożegnało. I z napięciem jakże wysokim na rozwój wydarzeń oczekiwało. :)

janekkto1024 : :
maj 15 2015 Opis sytuacji, czyli już luz i spoko ;)
Komentarze: 0

Już wszystko gra! Tę notkę poświęcam na krótki i męski, czyli prostolinijny, konkretny i prosty z mostu (czy tam prosto z mostu) opis obecnej sytuacji życiowej.

Otóż: moje spotkanie świętości chrześcijańskiej (dobra już, MAGIS mam na myśli :P), tak jak przewidywałem nie obyło się wczoraj, tak jak by się wydawało, acz nastąpi dopiero za tydzień (czwartek), zatem z tym całym zadaniem jeszcze trza się nieco pomęczyć. Wkrótce przyda mi się prawdopodobnie przyłożyć do tego zadania, brakuje mi bowiem oczekiwanych wciąż efektów. Pora ruszyć czteroliterówkę! Cóż, życzcie mi powodzenia, heh! :)

Następnie referat z geografii. No tak, zapomniałem o urządzeniu-długopisie (eeee, chyba nie wszyscy znają angielski aby to rozszyfrować, uprzedzę więc że mowa o pendrivie) w dniu prezentowania... Ale, raz: nie padło na mnie, dwa: jak zobaczyłem przykładową pracę obejmującą wszelkie warunki geogeraficzne, wypuściłem na świat źródło rzeki Zmiana-Tematu-Pracy-Domowej. Innymi słowy, zastanawiam się nad rozszerzeniem mojej niewielkiej pracy o warunki klimatyczne Rzymu itede.

Kwestia egzaminu religijnego przed bierzmowaniem... Jakiego egzaminu? To była tylko jakaś odpowiedź ucznia z podstawczaka, tyle że na galowo! Tak jest, kazali nam nauczyć się odpowiedzi na jakieś 240 pytań, aby dać każdemu CO NAJWYŻEJ trzy. Wątpliwy był nawet czas trwania egzaminu, miał bowiem trwać minut czterdzieści pięć, zatem dla dokładnej odpowiedzi przypadało dwie minuty na głowę, może parę tam sekund na odejście wymaglowanego i przywołanie następnego. Krótko mówiąc, było za mało czasu na pytanie każdego z osobna. Nieźle, co? :D

Dobra, pora teraz na aktualności, bo nie przepadam za historią... Dzisiaj zanotowałem słowa prostej rozprawki z polskiego. Wielkie, mi co, bez trudu znalazłem trzy argumenty, co rzadko się zdarza. No, może trochę ciężko było je rozwinąć. No i mamy dodatkową lekturę, "Balladynę" Słowackiego, taką tragedię w pięciu aktach. Po ładnych paru dniach oczekiwania o spostrzegłszy, że omawianie zaczyna się już w poniedziałek, uznałem, że lepiej użyć internetu i rozpocząć czytanie online! Przyjąłem dość skuteczną, jak się wkrótce okazało, taktykę, to znaczy przeczytałem najpierw krótkie streszczenie, aby złapać główną myśl utworu i ułatwić sobie czytanie. No i zamierzam skończyć w sobotę. Może się uda, skoro mam jakieś jedną do trzech części przeczytaną...

Akcja rozwija się, adrenalina płynie w krwi, a wy czekacie tylko ze mną na rozwój wydarzeń z popcornem w dłoni. Na próżno, nie spojrzę w przyszłość, aby od razu wam napisać o rozwiązaniu akcji, zatem czekajcie... Miłego dnia! (deńka!)

janekkto1024 : :
maj 06 2015 Materiał wart przedstawienia w tym blogu
Komentarze: 2

Tak, teraz nie będzie tu tyle Bożego... Nie jednak, żeby Boże zaraz było złe. :)

Taa, pewnie znowu nieco nadgiąłem zasady moralne... Ale do rzeczy. Piszę, że tym razem ten materiał trzeba tu koniecznie przedstawić. Swoje zdanie (niestety będzie jak w rozprawce, sory) popieram takim argumentem, iż mój blog nazywa się "życie i życie". A dzisiaj moje PGJ (Prawdziwe Gimbusowe Ja) tak głośno śię drze, że aż podczas pisania musiałem założyć słuchawki. I to nie tyle po to, aby zaraz po zakończeniu formacji notki do tego bloga zacząć grać i odciąć się od globu, raczej aby zagłuszyć mowę PGJ, na przykład: "EJ TY, WEŹ PRZESTAŃ TYLE SIĘ UCZYĆ, ZRÓB SOBIE WRESZCIE JAKĄŚ KONKRETNĄ PRZERWĘ, NO!"." Tia tia tia, myślisz, że przerwa trwa 10 h!", odpowiem. Heh, aż się zrymowało.

Otóż, czemu piszę o PGJ? Bo mam trochę ciężkiego sprzętu do porobienia. Po pierwsze, wydawać się miło, spotkanie MAGISowe nie odbędzie się jutro, acz w czwartek następnego tygodnia (choć nie jestem tego do końca pewien). Ale dano nam zadanie domowe do wypełnienia aż do kolejnego spotkania, aby obrać sobie konkretny cel i trwać w nim właśnie dopóki nie zgromadzimy się znowu w MAGISowe imię. Ja po paru dniach od ustanowienia myślałem o dostrzeganiu Boga na każdym kroku, co parę razy już mi się udało. W każdym razie jest to zadanie naprawdę niełatwe dla mnie, wbrew pozorom. Oczywiście nie pisałem na początku, że nic nie będzie z Bożego, tylko że będzie mniej. :))

Po drugie, otrzymałem dzisiaj pracę na wykonanie prezentacji na za tydzień, czyli w środę. Nie mam zamiaru działać dzisiaj, ale już wkrótce będę do tego zmuszony. Ma to być jakaś prosta (przynajmniej ja tak to przyjąłem) prezentacja o zabytkach jednego mniejszego miasta albo paru mniejszych - nie musi tego być DUŻO, chociaż tyle. No i miastem ma być jakieś miejsce z krajów Europy Południowej, czyli znad Morza Śródziemnego (uff, jak ciężko było wpisać tę nazwę własną :P). Nie wiem, czy temu sprostam, choć przyznać muszę, że miałem już do czynienia z referatami et cetera: nadobowiązkowym referacie o Słowackim z zeszłego roku szkolego, z tych samych czasów mniejszym referaciku z historii i teraźniejszym referacie z fizyki, o sir Izaaku Newtonie (tak, miał tytuł szlachecki).

Po trzecie, wkrótce egzaminy z wiedzy religijnej! Otrzymaliśmy, na początek drugiej klasy, nieduże, cienkie Katechizmy Przygotowujących Się Do Sakramentu Bierzmowania, zwane krótko "białe katechizmy". Mamy znać całą wiedzę opisaną w nich, czyli całą teorię religii, jak np. kiedy nadejdzie Sąd Ostateczny, a raczej jakie przymioty posiada Pan Bóg (wszechmocny, wszechmogący, miłosierny i nie tylko),dlaczego nasz Kościół jest jeden (ma jednego Pana i pasterza, wszędzie tę samą wiarę, sakramenty i naukę) i tak dalej. Oraz różne kwestie z katechizmu pamięciowego, nie tylko 5 warunków dobrej spowiedzi, ale i cnoty Boskie i kardynalne, całe Credo i Skład Apostolski, Rzeczy Ostateczne, grzechy przeciwko Duchowi Świętemu, Jego dary... Wszystko to będzie tematem USTNEGO egzaminu, który nastąpi już 12 maja, wtorek!!! Na szczęście, nie będzie dużo problemów, przynajmniej co do mnie, z nauką, ponieważ raz już udało mi się (tak!!) nauczyć całego katechizmu pamięciowego może w godzinę... Bardzo mnie umotywowało to zwycięstwo. Myślałem sobie, że z taką głową mógłbym z łatwością zdać wkrótce i maturę. :))))

Nastały czasy naprawdę dla mnie ciężkie, i aż leżeć mi się chce do góry kołami na łóżku i nie myśleć o niczym z tego wszystkiego... Ale chcę działać. Mam motywację zrobienia czegoś, przynajmniej zwykle. (:D) Jeśli wygram... Eee... 21.? No, powiedzmy... 21. wojnę z PGJ, nie będzie za dużo kłopotów z dalszą robotą. Zresztą mam kiedyś harować jak wół i robić prace i poważniejsze od tego lichego czegoś. Pan Bóg ma we mnie spore zamiary. Samo życie, życie i jeszcze raz życie: On próbuje sobie ludzi "w piecu poniżenia". I kropka. Nic na to nie poradzę. Moim zadaniem jest wytrwać w Nim, czyż nie? :)))))

janekkto1024 : :
maj 03 2015 Ile to już czasu...
Komentarze: 0

Ach, jak miło się wspomina te daaawne czasy... Zaraz, co? Nie, tak stary ten mój blog to jeszcze nie jest... Ale faktem jest moja wyjątkowo niska frekwencja. Obiecałem bowiem jakiś wpis mniej więcej co tydzień, a tymczasem nie piszę od czasów stworzenia świata...

Od 10 dni trzymam w sobie Pana, jeśli ktoś rozumie... Ten znamienny dzień, kiedy Go otrzymałem, był czwartkiem, zaś godzina - około 20tej, czyli coś po rozpoczęciu modlitwy czwartkowej MAGISu. Tak jest, ten cały MAGIS znowu się wpycha do mojego luźnego bloga, heh... Otóż, tamtejsza modlitwa przebiegała inaczej niż zwykle - w naszej niezbyt dużej sali środkowe miejsce zajęła skromnych rozmiarów, acz złota i ozdobiona promyczkami monstrancja z białym opłatkiem wewnątrz. Adorowanie Go, w większości z nas na klęczkach, przebiegało w środowisku chyba do tego doskonałym. W ciszy.

A co najlepsze, tutaj chwalimy Boga ze wszystkich sił, podczas gdy na Eucharystii powinno być tak samo, a nie jest. Dla nas jest tak, że Chrystus w monstrancji wymaga wielkiego uwielbienia, ale ten bez żadnej dodatkowej złotej oprawy - już nie aż tak. A ja uważam, że i tu, i tu Bóg jest tak samo gigantyczny, co powinniśmy wyznawać z tą samą wielką siłą. Zalecam zapamiętać to zdanie, przyda się to bowiem, jak pójdziecie następnym razem do kościoła.

Po pewnym czasie, właśnie o napomnianej powyżej 20tej, nastąpił punkt kulminacyjny - prowadzący modlitwę ojciec przenosił monstrancję obok każdego z nas i podawał ją na kilka chwil każdemu, kto tego chciał. Naprawdę nieopisane wrażenie. I tak staram się od jakiegoś czasu trzymam Jezusa przy sobie, w myśl dewizy: "Skoro Bóg zaryzykował i przyniósł do mnie wielkie, wyraźne wydarzenie zamiast czegoś prostego, to nie mogę zmarnować takiej okazji".

No i właśnie z tych względów nie mam co konkretnego dopisać ze spraw świeckich. Na pewno kwestię pogodową, czyli, jeśli ktoś ogląda "Pingwiny z Madagaskaru", opinię niezależnego eksperta. Innymi słowy coś tam z deszczem i biometrem niekorzystnym. Nasłuchałem się trochę już rozmów rodziny o wyczuciu świata rzeczywistego przy tej męczącej pogodzie i napatrzyłem przeróżnego kształtu kropel wody z nieba przez okno, zamiast pięknych widoków w słoneczne popołudnie z ruchomego rowerowego siedzienia siodełka. Choć z drugiej strony przyszedłem na dzisiejszą mszę (a z innej beczki, ta poprzednia miała kazanie od księdza z 4-letnim stażem i dotyczyła stereotypów o duchownych, wspaniałe!!!) we mgle, co oznaczać może jakąs tam poprawę pogody, ale niezbyt w to wierzę. Jak coś się zmieni zasadniczo, to najwcześniej w pełni maja.

Te oraz inne wydarzenia się działy, a ja mógłbym sporo jeszcze przytoczyć. Ale będę teraz zajęty (i to zdrowo!) różnymi sprawami, więc see ya!!!!

janekkto1024 : :