Najnowsze wpisy, strona 2


sty 28 2016 Powrót z wrażeniami
Komentarze: 0

Po jakimś czasie aktywności zerowej (bywało gorzej, u mnie sporo jest możliwe, jeśli nie wszystko!) zamierzam ponownie spróbować swych sił w prozologii, czyli pisać prozą w "ładny" sposób ("pisać prozą" to "nie pisać wierszem"; swobodnie, bez rytmu i rymów, easy). Oczywiście najbardziej liczy się treść (a może jeszcze bardziej to, że mogę to robić za darmo).

Wróciwszy z rekolekcji zimowych (17-20 stycznia), oczywiście z MAGISu, pozostała mi tylko jedna zbitka słów, która trzyma się mnie i nie chce puścić. Chodzi o "świadectwo czynem". Można wskazać drogę albo tłumaczyć (czyli inaczej dawać świadectwo) niekoniecznie słowem, można też czynem i przykładem.To jest to. Ta fraza krótko ujmuje moje rozległe przemyślenia typu "zmienić się", "robić POWOLNE postępy" i przemienia tę straszną inicjatywę powstrzymywaną lenistwem w prosty, łatwy konkret.

Na rekolekcjach może sporo się podziało. I faktycznie, W tym roku zamiast obrywać na chrzcie (chrzest MAGISowy to próba ludzi z pierwszego stopnia, ja jestem już na drugim), byłem jedną z pomagających w dobrym ochrzczeniu. :PP "Pierwszaki" miały zejść na dół, poniżej budynku ośrodka (pojechałem do Ciężkowic, jakby co), założyć swe kurtki tak, by miały kaptur z przodu, założyć jeszcze worki na nogi i skakać do przodu, jak w wyścigu w workach, w górę do ośrodka. A ja byłem wśród wielkiego muru ludzi, który kibicował wspinającej się karawanie i dokładał śniegiem. ;) Oczywiście dziewczyny szturmowały do Nieba, by nie było tylu trafień w głowę.

Do tego jeszcze później chłopów zasypywano śniegiem i kazano robić pompki itd., tych, którzy chcieli uciec ze wspinaczki, poczęstowano makijażem kiepskiego wykonania (kondolencje), innym chłopom zrobiono nawet depilację nóg (na szczęście nie tak drastyczną, nikt się nie darł wniebogłosy - ufff), a dziewczyny zeskakiwały ze stołków na chipsy, myśląc, że skaczą na potłuczone szkło (co za marnotrawstwo!). Tak z grubsza wyglądał ten cały "chrzest".

Ponieważ ten blog ma przede wszystkim rozśmieszać, może pominę to, co napotkałem na rekolekcjach - no, może podam najważniejsze fakty. Było tam sporo medytacji, zwracano przy tym uwagę na oddychanie i pozycję (oddychanie czasem mi się przydało, serio!!!), grupka mówiła, że nie przynoszę za bardzo żarcia (prawda, warto dołożyć starań o nie na następny raz), poza tym wyjątkowo nasze miejsce do spania było gdzieś dalej i żeby się tam dostać, trzeba przejść przez tylne drzwi ośrodka i zejść na dół (przy tym skręca się w lewo i otwiera/zamyka dwie bramki). Czyli z mieszkanka do ośrodka na ćwiczenia duchowe i posiłki zawsze w kurtce i butach, zabierając przy tym kapcie.

To są te szczegóły, które dodatkowo miałem Wam przekazać. Tak więc - czytajcie, rozgłaszajcie o mym istnieniu, podrzucajcie polubienia i komentarze (jestem dobrym człowiekiem, nie przepadam więc za SPAMowaniem) i idźcie w życie bez strachu i z uśmiechem na twarzy. Do zobaczenia kolejnego wpisu!

janekkto1024 : :
sty 07 2016 Kolejny post po jakimś czasie
Komentarze: 0

Sporo się zdecydowanie działo, a mnie uszło. Mam chyba belki w oczach. Ledwo co widzę, a nawet jeszcze mam belkę w części mózgu odpowiedzialnej za chęci, stąd może brakuje wpisów.

Koniec końców, witam z powrotem. Ograniczając się do skromnych życzeń noworocznych (czyli po prostu "przeżyjcie", na życzenie gimbusom lasek i fajnej przyszłości jest już za późno), nadmienię najpierw coś o ostatnim czasie. Otóż miałem sporo wolnego, bo otrzymaliśmy w szkole dodatkowy czas wolny - w sumie nie było mnie w budzie do Trzech Króli włącznie. Tym, którzy nie otrzymali premii do laby, składam publiczny żal. Ja i PGJ (Prawdziwe Gimbusowe Ja, dawno o nim nie wspomniałem).

Byłem trochę w kościele, wczoraj nawet mama mnie wyciągnęła na mszę w Trzech Króli. Jak? Do dziś nie zdołałem obliczyć (pomijam, że miałem czas od wczoraj ;) ). I niewiele z tego miałem. Kazanie było krótsze niż pojedynek w CSa weterana z nowym (czyli około 20 sekund), a właśnie wtedy zabrakło skupienia. Ksiądz nam chyba przyniósł jakieś małe życzenia noworoczne. A co ciekawe, doszło do niej z powodu nie tylko maminej perswazji - jeden mały błąd (nie mój :PP) mi na to pozwolił. Zatem Bóg coś mi chciał pokazać, ale również do dziś nie wyliczyłem, co takiego było do prezentacji.

Ale nie ma się co opłakiwać - jakiś czas się już uczę kontroli komputerowej i rozmów z mamą (nie ma z tych dwóch łatwiejszego, są tylko dwa trudne). Poszukuję sposobu na zrobienie czegoś wreszcie z sobą, czego się nie doliczyłem w okresie wolnym. Jakoś Bóg mnie wspomoże. Dużo nie zdążę wklepać do tego posta, bo wkrótce spotkanie MAGISowe i trochę zadania z polskiego (zawsze coś głupiego musi mi przerywać).

Mam nadzieję, że troszkę odnowiłem atmosferę, którą napotkaliście na początku mojej blogowej kariery. Trzymajcie się jak najmocniej, najlepiej Boskich Poręczy. :) Do widzenia i powodzenia!

janekkto1024 : :
gru 20 2015 Co robić, co napisać, co rozważać......
Komentarze: 0

Moje największe wyzwanie tego dnia... Jakoś się za to zabiorę. Niechętnie wprawdzie tu cokolwiek zamieszczam, bo wydaje się to troszkę nudne dla mnie (i sam nie mam co napisać, co "bardzo mądry" tytuł tego posta wam sugeruje), jednakże dobrze jest wam dodać coś do wiedzy ogólnoświatowej, ewentualnie "ogólnomojej" wiedzy o świecie.

Starałem się dzisiaj pozyskać poparcie "Szefa" czyli Boga, dziś w kościele, starając się wyszukać sposób na wprowadzenie poprawek do moich uszu, przynajmniej na czas mszy. Uogólniając, skupić się na niej. Oczywiście On mi jeszcze raz powtarza (a jednak nie do znudzenia!), że to wszystko zależy od mojej inicjatywy, ile ja w to włożę. Tak więc dzisiaj pamiętam zapowiedź przyjścia Jezusa w jednym z czytań, z księi prorockiej. Swoją drogą myślę, że czytanie ksiąg prorockich na mszach jest treningiem naszego skupienia, gdyż słuchając zapowiedzi, powoli wyłapujemy, czego ona dotyczy. W tym wypadku było o tym, że Zbawiciel przyjdzie na świat, do tego w Betlejem, wzgardzanym zresztą. Czasem są to niezłe historie, warto posłuchać. :)

A do tego jeszcze mała teoria rozmawiania z samym sobą: jeśli umiesz bez problemu porozumieć się ze swoim klonem (na potrzeby tego pisma zakładamy, że istnieje), to jesteś w dobrej sytuacji. Jeśli jednak rozmowa z drugim "ty" to raczej kłótnia, lepiej coś zmienić. Dobrze to działa np. gdy dokuczasz różnym osobom albo okazujesz "niechęć" bez konkretnego powodu. Wtedy doskonale widać, że twoja wada naprawdę utrudnia kontakt z ludźmi. Oczywiście nie należy "rozmawiać z samym sobą" na płaszczyźnie zainteresowań (wtedy się zawsze dogadasz) chodzi tu raczej o cechy charakteru, to, jak prowadzisz konwersację. Takie ostrzeżenie, żebyście się później nie skarżyli w komentarzach że bzdury piszę. :)

Może nie jest to specjalnie dużo materiału, ale powinien on wykazać dla was jakąś wartość... Jeśli wykaże, to nie mam nic przeciwko aprobacie w komentarzach. Jeśli ktoś nie kapuje słowa "aprobata", nie szkodzi. Po prostu piszcie, jak wam się podoba. Miłego dnia, tygodnia i ogółem całych świąt!

janekkto1024 : :
lis 19 2015 Wena mnie wreszcie naszła
Komentarze: 0

Po spotkaniu do bierzmowania... Niewiele coś ostatnio dostrzegam... W ogóle dziś grobowo troszkę, a to z paru powodów. Nim ruszyłem z domu w kościół, rzuciłem pewnemu domownikowi "cześć", i wysłuchawszy jego niesamowicie i niewiarygodnie głośnej odpowiedzi, której siła wyniosła aż 0 decybeli. Po mszy (OEmGie, bez kazania!), uprowadzono nas jeszcze na teatrzyk w tematyce... No właśnie... Temat był dość luźny i można o nim powiedzieć tylko tyle, iż dotyczył drugiej wojny światowej i zaborów niemieckich. Jakieś konkretne obmyślenia? Zero przecinek zero (matematyczna natura). Ciekawość? Raczej niska. Lub żadna, jeśli taka kategoria istnieje. Nie ma to jak pesymizm pełną gębą, w blogu, który to uchodzi za śmieszny.

Nic tu chyba takiego nie wnoszę... No, nie do końca nic. Po to było to dyplomatyczne "chyba." No bo zastanowiłem się trochę nad tym, co robię obecnie, i uznałem, że mało u mnie nowego z dnia na dzień. Znowu dziś czwartek, znowu WOS... Jutro znowu piątek, pewnie nie odwołają histErii i zrobią tę kartkówkę... I tak (se) dalej, i tym (też) podobna. Zatem podrzuciłem tę sprawę Bogu, by zwrócił na to jakąś uwagę (nie powinienem zastanawiać się, jak mi pomoże), no i jedna myśl... Może jakoś to będzie.

Coś nowego... Coś innego za każdym razem... Aż niewiarygodne, że możemy tyle pozmieniać w każdy dzień, jaki się nam tylko trafi... Sporo możemy... Oj, sporo...

Małe oczko. ;) Mam nadzieję, iż zrozumieliście ile trzeba z tego wpisu. Troszkę on może śmieciowy i chwilami wlecze się jak zadanie z polaka, ale są w nim jakieś wartości. Zresztą - życie jest niekiedy podobne do wykładu. Strasznie długo się ciągnie, ale jeśli będziemy słuchać i wyrzucimy przy tym prawie całą paplaninę (ja na przykład uznam, że to wszystko już umiem), to znajdziemy zdanie, słowo, może i sylabę, która zachwieje całą naszą wieżą życiową, aż góry będą przenoszone. Na przykład nowy rodzaj całki. O, te trzy słowa to w moim przypadku mają moc. :)))) Bo tego wcześniej nie wiedziałem. :DD

Panowie, Panie i Pozostali, powodzenia wam życzyć! We wszystkim, w każdym, no i w wykładach! Oczywiście Prawdziwe Gimbusowe Ja (PGJ) nie zapomina o swym istnieniu i uprzedza, by nie stosować powyższego artykułu do wykładów profesorskich. No więc - piszcie w komentarzach i cześć! Ave Młodzież!
Ave Me!

janekkto1024 : :
paź 30 2015 Samo życie, czyli wreszcie materiał godzien...
Komentarze: 0

Nareszcie coś wyłącznie o mnie i moich problemach... Większość wychodzi mi z zadań domowych z MAGISu. Ano właśnie... Nie kontaktowałem się z wami, zatem nie pisałem wam tego: od trzech chyba tygodni nie było mnie na spotkaniach cotygodniowych, gdyż ich po prostu nie było... Po ostatnim spotkaniu sprzed tygodni miałem najpierw informację o tym, iż animator był zajęty i podesłał nam medytację, gdzie uświadomiłem sobie o niełatwości życia, które mnie czeka, następnie niebyło żadnego spotkania, a w ostatnim tygodniu niby planowano spotkanie bez animatora (bo ten się znowu rozchorował), ale i tak przyszło parę osób na krzyż (a raczej na znak krzyża). No a wczoraj, w czwartek, było wreszcie spotkanie. No i wtedy dostałem zadanie, aby zapoznać się z kimś z pierwszego stopnia. No a ja nie mam głowy do znajomych i poznawania ludności...

No i jeszcze nadchodzi termin jakiegoś wielkiego testu z historii z PIERWSZEJ klasy. O ile dobrze pamiętam, nie mam tego podręcznika. Do trzeciej klasy (na której obecnie jestem!) mam podręcznik, do drugiej zachowałem, ale z pierwszej już chyba nie bardzo... Poradzę sobie jakoś. Pewnie w Internecie da się znaleźć program nauczania na pierszą klasę z histErii... Zobaczymy. Albo będziemy cierpieć i dostaniemy jakąś gorszą ocenę z owego przedmiotu. Na klatę przyjmijmy!

Może pisałem, może nie... Planuję nareszcie robić coś w życiu, zastanawiałem się nad grafiką komputerową, ale raczej pójdę na tworzenie gier. Oczywiście zacznę od czegoś drobnego, później "zobaczy się".

No to tyle... Mam nadzieję, że załapaliście wszystko (jak ja kocham zawile pisać...) i dowiedzieli trochę o mnie i przyszłości... Poza tym jadę jutro do krewnych na całość dnia (cały dzień znaczy się), módlcie się za mnie abym przeżył jakoś i pretrwał i w ogóle... No nie, tak źle nie będzie... ;) Dzięki za wszystko, w tym czytanie, oczywiście modlitwy też, no i cześć oraz do widzenia!

janekkto1024 : :
paź 09 2015 Jak zwykle, warunki życiowe stają się...
Komentarze: 0

Tytuł pewnie wyjaśnia już, że zaraz zacznę wytykać Boga, skarżyć się na los i pisać przeróżne pozwy, niczym Rejent z "Zemsty". I tak dalej. No, może nie będzie AŻ TAK tragicznie... W końcu nie jestem specjalistą od takich totalnych zażaleń, że coś mi nie pasuje... Niemniej jednak muszę przyznać, iż (gdybym dał tu "że", byłoby to nieładne powtórzenie :P ) ostatnio miałem niełatwo, jeśli chodzi o naukę i takie tam. Eh, ta szkoła to tylko same problemy, nie?

Przypatrzcie się. Ostatnio miałem taki pilny wyjazd do Limanowej (bez szczegółów, to tajnie ścisłe), więc nie było mnie zupełnie w ostatnią środę (spoko Maroko, usprawiedliwiony jestem ;) ). Wtedy miałem oczywiście zastępstwo za religię, równa się (w domyśle czytajcie "to znaczy") histEria... Było dla mnie lepiej przerobić ostatnią lekcję (akurat było powstanie USA), ponieważ niejednokrotnie nauczyciel mógł nam dodać odpowiedzi "z ostatniej lekcji" i natychmiast nam ująć na ocenie, nadając jedynkę. Szczęśliwie tak nie było... Tego dnia miałem jednak jeszcze biologię, więc na dzisiejszej kartkówce z tego przedmiotu straciłem parę punkcików. Konkretnie z rodzajów podziałów komórkowych, mitozy i mejozy. Jak pani tłumaczyła, "w podręczniku było tylko skrótowo, a ja tłumaczyłam nieco inaczej". I miała rację.

I tak mi tego nie dość. Opuściłem dodatkowo angielski. Zdążyli mnie obsypać DWIEMA pracami pisemnymi. Szczęście, że krótkimi. Była ona każda 50-100 słów limitu, a zadanie wyglądało tak:

"Stało się (co?). Napisz (e-mail/list), w którym:

- ????? (np. coś ujmiesz, wprowadzisz, wybaczysz za milczenie w korespondencji)

- ????? (np. coś opiszesz, wyjaśnisz)

- ????? (np. coś zaproponujesz, zaprosisz)

Podpisz się jako XYZ. Rozwiń swą wypowiedź w każdym z 3 podpunktów, pamiętając o limicie 50-100 słów (wersja skrócona opisu)".

"Stało się". Wg. Ap (Apokalipsy św. Jana), gdy wylano siódmą czaszę gniewu Bożego, też był taki wielki głos, "Stało się". Poczytajcie. :))) No. Ogółem jakoś se z tym poradziłem. Jedno pokreśliłem trochę, bo wyleciałem powyżej limitu słów, drugie już lepiej. Z obu miałem po 5. Czyli nawet ładnie. :)))

Przeżyłem jeszcze dzisiaj recytację wybranego trenu Jana Kochanowskiego (z podręcznika) do wyboru nr 5, 7, 8 i 10. Wybrałem piąty, bo w miarę mało archaizmów. I tylko raz się zaciąłem. Wow... W statystykach klasy to było tak: raz był dziesiąty, chyba dwa razy siódmy, najwięcej razy był nr 8. No i koło 9 razy tren nr 5.

To chyba tyle... Jak widzicie, wypełniam pośpiesznie pustki w blogu, pisząc totalne bzdury (albo niepotrzebne teksty - wolność wyboru, niepotrzebne skreślić). Ale lubię to ująć z własnego punktu widzenia. Tak więc główne zadanie tego bloga (zwracanie na siebie uwagi, bycie dziwnym, rozśmieszanie, od pewnego czasu pisanie o Bogu i o tym, że jest naprawdę niezły) zostało należycie spełnione.

A poza tym - Czytajcie początek drugiego akapitu. Czy ja naprawdę pisałem, że coś jest ściśle tajne, czy to tylko iluzja optyczna? Zapraszam na komentarze, niech dyskusje o moim blogu ciągną się po horyzont!!! :))) Pamiętaj, że możesz być kimś, kto choć odrobinkę ją wydłuży. ;) Najlepszego!

janekkto1024 : :
paź 02 2015 Co nowego, czyli odnowa bloga po niepisaniu...
Komentarze: 0

Otóż, gorące powitania. Dawno coś nie pisałem, nie? Z tym zaglądaniem co tydzień do bloga (zalecałem tak, bo może będę pisał co niedzielę) to najwidoczniej lekka, a zarazem totalna przesada. Ale mam co do wpisania, więc się opłaciło otworzyć kartkę e-papieru...

Mam tu opis ostatnich czasów, kronikę z niedawna. Konkretnie... Był sobie Dzień Wspólnoty. Chyba tydzień temu, w sobotę. Jeśli dobrze pamiętam. A mam kiepską pamięć do niektórych faktów... Owy superdzień to spotkanie ogólnopolskiego MAGISu (jasne chyba, że nie wszyscy, NIEKTÓRZY nie mogli przyjść), na którym, jak się wkrótce okazało, bo leciałem na żywioł, jadąc, i nie wiedziałem co to w ogóle jest, wszyscy urządzają sobie totalną zabawę i szaleństwo - taką gigantyczną integrację. Wszyscy zrozumieli to zdanie? :PPP Wpierw jednak poszliśmy na mszę do stycznego do dyskotekowni kościoła (był OBOK, no), gdzie zaznałem wielkiego szczęścia, wziąwszy Jezusa z Komunii Świętej. Sekretem było mówienie Mu: "Chcę Cię dziękować", "Chcę Cię prosić", tak samo do przeprosin. I zaraz zsyłano mi dar formowania dobrych słów na ziemię, czyli mój mózg. Umiałem dziękować za dary życia, wolnej woli, posiadania Boga, który dał się zabić tylko dla mnie... No i wiedziałem, o co prosić, tudzież o rozpoznanie działań Boga w małych rzeczach, nie tylko czymś wielkim, wspaniałym lub uderzającym... Co najlepsze, zaczęło się od zaleceń naszego ojca (tzn. duchownego - po tym, jak przyjęliśmy sakrament, zaczął nas wzywać do wewnętrznego uwielbienia)! Gdy już doszło do Dnia Wspólnoty, oprócz obżerania się kiełbaseczkami z grilleczka, jeden taki gostek zapoznał mnie z całą masą dziewczyn. Ledwo już pamiętam imiona (nie mam pamięci do imion, zaprawdę wam powiadam! :D), ale chyba nie szkodzi. Prawie każdej opowiedziałem przeżycia z kościoła. Miło im było słyszeć. Jak co, to dodaję, że wyjechałem do jakiejś odległej miejscowości autokarem - o 6.30 wyjazd spod kościoła kolejowego w Nowym Sączu, około 19tej znów w domu.

I tak to jest, jak nie planuję notki... :P

Co jeszcze? Ciut ze szkoły. Po pierwsze, mamy mieć jakiś sprawdzian pisania po klawiaturze (eee nie, NA klawiaturze :)) ) bez gapienia się w nią. Z informatyki. Ale ta odpowiedź coś nie dochodzi do skutku. Mistrz to ja nie jestem, Znam tylko litery ze środka (a-s-d-f na lewą rękę, j-k-l-; na prawą), ale nie znam się zbytnio na łączeniu rąk ze sobą i używaniu średnika (mały palec prawej ręki wciskający właśnie średnik chwilami mi szwankuje, a wprawki na ten palec są niewykonalne), więc nieco mnie to wkurza... Po drugie, odpowiadaliśmy klasowo z historii. Właśnie dziś. Było takie powtórzenie wiadomości z działu. Pan (czy tam nauczyciel, jak zwał tak zwał) wskazywał każdorazowo kogoś na odpowiedź na pytanie i zostawiał go w spokoju po Właściwej i niewłaściwej odpowiedzi, ale dwie takie pomyłki równały się jedynce... Ogółem było łatwo złapać bombkę. Szczęśliwie mnie ten haniebny los nie spotkał... Dlatego właśnie nie lubię historii. Nie można być co do niej leniem, a nasz pan niezbyt nas do niej inspiruje. Podobnie jaki pani z podstawówki, też nie było u niej łatwo z histerią. Ale to inny temat.

Dodatkowo uzyskałem dwukrotnie zrozumienie sensu paru maksym. Pierwsza z nich: "Pamiętaj, że musisz opowiedzieć ludziom o tym, co cię spotkało. Musisz dać świadectwo." ("Największy z cudów", film religijny). Świadectwo dawałem przecież dziewczynom za czasów DW (czyli Dnia Wspólnoty, taki skrót znany w MAGISie) z tego olśnienia w kościele z tego samego dnia. Drugie hasło jest podwójne: "Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?" (Mt 7,3) oraz "Można przecież zalać sobie kawę, dopiero potem iść się ubierać, robić różne inne rzeczy..." (część rozmowy z tatą o planowaniu poranka np. przed wyjściem do pracy). Zrozumiałem, że n najpierw ja powinienenm sprwadzić rozplanowanie swego dnia, a dopiero potem wkurzać innych, że ich dni zawsze toczą się bez planu i chaotycznie. :))))

To tyle. Mała, może cosik długa, notka o tym, co chciałem zapisać. Cóż, nie powinniście się wkurzać o długość posta, bowiem kroniki zawsze były długie, heheh... Głoście Mojego Bloga i wzywajcie do komentowania! (trzecia Tajemnica Światła w mojej wersji :P)

janekkto1024 : :
wrz 13 2015 Robi się ciężko
Komentarze: 0

Ach ta szkoła... To ona sprawia, że ten tytuł jest niesamowicie słuszny. Ale nie tylko ona.

Pomijając różne oskarżenia o częstoci moich postów (czyli niskiej, jak ktoś nie wie), przyznaję, iż robi się naprawdę ciężko. Szkoła dokopała mi przeróżnych zadań, zadanek i innych robót drogowych. Dom niestety też ma w tym swój udział. Chodzi o wojny domowe. Czasem wybuchają jakieś bitwy, często pod kuchnią. Front nieraz przenosi się do pokoju (czyli właściwie "salonu") i znowu cofa do kuchni. Każdą ze stron oczywiście reprezentuję ja i ktoś "wyżej ode mnie"... Bez zdziwień, nie jestem jakimś paparazzim (pisownia plus minus), że by pisać o konkretnych osobach w każdej sprawie. Ja tam lubię być inny.

Powróciwszy do tematu, że jest ciężko. Jakby tego wszystkiego jeszcze było za mało szatanowi - otrzymałem zadanie domowe z grupy MAGISowej (posiadłem już drugi stopień, jeśli kto jeszcze nie załapał). Kombinacyjne, na myślenie, dla człowieka rozumnego. I jednego z trzech zadanek nie pamiętam.

No i właśnie dlatego polazłem dziś do kościoła. Trochę ostatnio zawalałem cotygodniowe wizyty u Bozi, więc mi było trochę nie do smaku. A z Domku Świętego zawsze wychodziłem bez obciążenia. Zatem, posiedziałem tak sobie, by słuchać Boga i się modlić. Cóż, każdy przyzna, że najlepiej jest się modlić w kościele, bo tam się czuje Pana. Czuć, że On słyszy, co mówimy. Takie fajne uczucie.

Oczywiście nie obyło się bez czytań. I były trafne. Pierwsze, Izajasza, Mówiło o tym, jak bohater podnosi swą twarz i przyjmuje kamienny jej wyraz, nie bojąc się pogard grupy ludzi. Wie, że ma Boga za plecami. Któż więc miałby tym człowiekiem wzgardzić? Drugie z czytań (List św Jakuba) napominało, że wiara bez uczynków jest martwa sama w sobie. Oczywiście, skoro wierzymy, to wychodzą z nas dobre uczynki. Najlepsze chyba jednak było uzasadnienie: "Ty wierzysz Boga, ale złe duchy również wierzą w Niego, i się boją". Ciekawe, co? Żłe duchy również wierzą w Boga. Zdrowy rozsądek: to głupie i bez sensu. Jak zło może wierzyć w dobro? No cóż, gdy się tak chwilę zastanowić, zrozumiemy, co trzeba. Tak więc nie rozkminiam tego dalej, tylko ten fragment pochwalam. Aż się uśmieszek kroi...

Kolejna nudna lekcja dowodzi, że warto "chodzić do kościoła". Chyba dotarł mój przekaz? Nie przespaliście tego posta, co? Jeśli tak, to lepiej przeczytać ponownie. Zaleca się wówczas popijać Jacobsa, colę lub coś innego z kofeiną.

Trzymajcie się Czytelnicy, przed wami wyzwanie życia! No i nie zapomnieć o komentarzach - tylko dzięki nim wiem, jak dobry jest mój blog. Miłego (tygo)dnia!

janekkto1024 : :
sie 23 2015 Jak przyjąć początek szkoły - prosto...
Komentarze: 0

Od razu podam, że to coś podobnego do filozofii, ale lepiej się nie bójcie - odwagi, poczucia, że coś jest ważniejsze niż strach! :) (jak co, to była taka sentencja, czym jest odwaga) Spróbuję napisać coś, co może zdoła kogoś poratować z paniki przed kolejnym rokiem szkolnym.

Sytuacja pewnie nie jest tak prosta, acz choernie pogięta (PGJ jest bardzo szczery, ale ja podaję przekleństwo z błędem nie bez powodu), ponieważ nie znacie się na wykorzystaniu wielkich możliwości mózgu, bo po prostu nie urodziliście się prymusami... A ja wam tak wypowiem, iż są znacznie gorsze przekleństwa szkoły. Nauka to nic, gorzej, gdy dzień w dzień będziesz się spotykać ze znanym ci z okrucieństwa kolesiem. Albo z jakimś *ekhm* - "nieprzyjacielem". To zależy od punktu widzenia. Może znasz kogoś, kto chodzi do tej samej budy co ty i wkurza cię dostatecznie mocno, aby ci zepsuć dzień lub niekiedy zachęcić do odbicia swej pięści na policzku tego dresa.

To częściowo moja historia, z podstawówki. Tyle że takich dresów to ja miałem do diaska więcej. Czułem się nieraz, jakby cała klasa była złożona z takiego stada krwiopijców.

Ale ani słowa więcej, to ma zniknąć w niepamięć i nigdy więcej nie może się już ujawniać! No właśnie... Chodzi tu znacząco o zapomnienie. O porzucenie tego, co ci zrobił ten dres, wspomniany dwa akapity wcześniej. Zapominasz o tym i nie żywisz do niego już żadnej, jakiejkolwiek urazy. Nie mówię oczywiście, że jest to łatwe, sam o tym wiem. Niemniej jednak warto pokazać sobie samemu, że nie chcesz go spisywać na straty. A TAKIE uczucie jest jak najbardziej w tej sytuacji pożądane.

Jeśli już skumaliście, chrześcijanie nazywają to przebaczeniem. :)

Aby nie widzieć wszystkiego na czarno, dodam coś o szczęściu. Wiecie, kiedy ktoś jest szczęśliwy? Nie wtedy, gdy ma nowy komputer i tym podobne. To szatańskie pojmowanie szczęścia, uznanie, że można je znaleźć w dobrach życia doczesnego. Zgadza się - w tym życiu jest zawarte pewne szczęście, bez którego sami byśmy się pozabijali z szału psychicznego. Ale to nie rzeczy. To ludzie. Szczęściem są ludzie. Ci, których spotykasz, którzy cię wspierają duchowo, ci, których ty wspierasz na duchu... To, że na świecie nie jesteś sam.

Co więcej, szczęściem jest wolność. Jak być wolnym? Człowieku, nie ma łatwiejszej odpowiedzi! Wolność to zwyczajnie... brak niewoli. Brak przeciwieństwa wolności. To, że nic cię nie trzyma. Rozjaśniając: nie trzyma cię żaden nałóg, nie trzyma cię komputer, kolega, jakaś rzecz, nie trzymają cię nerwy, nie trzyma cię stres... I nie trzyma cię twoje własne sumienie. Masz serce klarowne, czyste, a więc wolne. Nie dręczą cię wnętrzności. (:P) Nie trzyma cię twój wróg, pamięć o jego złych czynach. Dlatego ważne jest to przebaczenie, nie? Uniezależniasz się od przeszłości, której już nie zmienisz. A wtedy dostajesz od Boga (tak, tak, od Boga!) coś cudownego: pełnię możliwości manewru.

Możesz wreszcie planować przyszłość, robić coś konkretnego i pomyśleć, co będzie z tobą. Możesz rozmawiać z każdym i nie mieć tajemnic. Możesz przestać cokolwiek ukrywać, bo nie masz już nic do ukrycia. Możesz nareszcie korzystać z przeszłości i działać w tu i teraz, aby ulepszyć swą przyszłość... Wolność to cud. Jest on wprawdzie ciężki do osiągnięcia, jednak musisz mieć go chociaż odrobinę, aby przeżyć szkołę nastolatków. I pełnię, aby skorzystać z wielkiej szkoły życia...

 

Tą treść chcę skierować nie tylko do rówieśników, ale do każdego, kto nie wie jeszcze, co z sobą zrobić, albo jest związany czymś i nie czuje się wolny. Jeśli chodzi o cel życia, na pewno go znajdziecie, mając wolność. Pomyślcie chwilę nad sobą, używając rad z powyższego wywodu, a może dobrze się przygotujecie do swego najbliższego wyzwania - czy to szkoła, czy rozmowa o pracę, czy wyjazd za granicę. Masz jeszcze trochę czasu do września. Ja zrobiłem swoje, tereaz twoja kolej. Użyj głowy i zastanów się nad sobą. Zacznij zmienianie świata od siebie, nie?

Pozdrawiam,

Janek

janekkto1024 : :
lip 16 2015 Zwiewam stąd
Komentarze: 0

Zgodnie z tytułem, jeśli wyłapaliście właściwe informacje z poprzednich notek, będę wyjeżdżał. Na rekolekcje. Dwa tygodnie niewoli, niewyobrażalne. Co robić? Chyba zacząć przygotowania plecaka. Koniecznie składany parasol, ubrań ile wlezie (oby wlazło sporo), w tym odpowiedni strój na kościelne wyjście. A będzie tak chyba na co dzień.

Ale co mi tam... Łatwo odmierzyć przecież "ileś tam" skarpet, koszul i szortów. Trudniej jest zabrać ze sobą właściwą ilość Boga. Właściwą - czyli też "ile wlezie". Głupio jest troszkę jechać na rekolekcje bez czucia Boga, co nie? Coś jest potrzebne do życia. Nie tylko Eucharystia plus jakieś dodatki duchowe i trzy posiłki na dzień. Jak nie ma tam Boga, nie wciśniesz Go jakoś między te wszystkie graty - to nie będą rekolekcje, tylko 14 lekcji religii, na których masz odpowiadać na pytania jak cyborg. Jadąc na takie urabianie, człowiek ma być człowiekiem, a nie maszyną bez kreatywnego myślenia o zaświatach.

Na pewno wszyscy się ze mną zgodzą. A to ważna treść, więc zapisuję ją wcześnie rano, aby wszystkich złapać do czytania. Cóż... Nie ma żartów z tymi słowami: "Jedziesz na rekolekcje dla rozrywki? To lepiej już nie jedź, tam się nie zabawisz ani trochę". Chcesz zrobić sobie w życiu coś TAKIEGO, to przydałoby się mieć co do tego świadomość. Jak już wspomniałem, nie będzie tu żadnych robotów. Zresztą zostaniecie już wypróbowani pod prysznicem, czy nie doznacie zwarcia w wodzie. I to niejednokrotnie was zaleją przeróżnymi próbami, więc nie zmieńcie się z czasem w maszyny!

Na koniec po prostu tyle, iż leżąc na "tylnym", raczej nic nie zdziałacie - macie bić się z myślami, gdy wam przeszkadzają w słuchaniu. Zło jest zawsze i wszędzię i będzie was wkurzać nie tylko w kościele, do którego chodzicie co niedzielę, ale gotowe jest atakować was także w domu rekolekcyjnym.

Najlepszego więc - nie dajcie się! Nie uważajcie tylko tego za jakiś nudny wykład, a w razie potrzeby prześledźcie tekst ponownie. Jak dla mnie to te słowa mają niezłą wartość. I oczekuję, że Boga też poprosicie o jakąś tam pomoc dla mnie. Byłoby mi niezmiernie miło i byłbym jeszcze bardziej niezmiernie wdzięczny. ;) Do zobaczenia za jakieś dwa tygodnie!

janekkto1024 : :