Komentarze: 0
Witam wszystkich! Wiem że to niecodzienne powitanie, ale - no co? Gdybym nie był normalny, byłbym nudny, nie?
Cóż, długo myślałem, co też tu zamieścić. Wiadomo mi, że jutro znowu piszemy sprawdzianokartkówkę. I znowu z historii. Chyba wiadomo o co chodzi, w jednym z wpisów opisałem już podobną sytuację. Moment wcześniej, jak zacząłem z twórczym zaangażowaniem ku temu blogowi klepać w przyciski z literkami, torturowałem Wikipedię żeby zrobić zadanie domowe. Oczywiście z historii. Jakby tego było mało, dzisiaj miała być godzina wychowawcza, acz pani wychowawczyni doznała choroby i wsadzono nam histErię za zastępstwo. Nikt nie lubi historii w naszej klasie. Długie "nieeeeeee" wypowiedziane przez nas w chwili, kiedy pan Gargula (nauczyciel historii) oznajmił nam nowinę o zastępstwie, rozciągnęło się chyba na cały korytarz. I tym samym potwierdziło naszą niepodważalną jednomyślność.
Co jeszcze? Cóż, chyba wyczerpałem wszystko w paru zdaniach. Ale tylko ze szkoły. Co oznacza, że muszę się jeszcze odrobinę pomęczyć.
Zastanówmy się... A, już wiem! Muszę napomnieć o sprawach organizacyjnych, które dziś poruszyłem z panią Pawnik (j. angielski, pedagog) pod hasłem "Żarcie za darmola" (nie no, tak naprawdę to nie było to hasło :PPPP). A konkretnie chodzi o obiady stołówkowe. Bardzo się to liczy dla rodzinki, znaczy nas. Ale dziś - także i rano - dowiedziałem się, że na kolejny rok trzeba załatwić następny papierek. Albo raczej powiem "papirzysko", to o wiele lepiej pasuje. O tyle dobrze iż zjadłem jeszcze dzisiaj obiad, bo jestem po znajomościach z kucharzami stołówki. Poważnie! Na przykład rzucają do kucharzy: "Mielony dla Jasia". Uśmiałem tym już rodzinę. Muszę powiedzieć, że objadanie się to chyba moja specjalność, niewielu jest bowiem pobierających dokładki drugiego dania. Są dni, kiedy nawet wtedy mi nie starczy. I tak trochę mogę jeszcze coś upchnąć. Choć z drugiej strony zawsze należy ucztować tak, by po zakończeniu uczty jeszcze móc zjeść to trochę. Upychać się to też niezdrowo.
Dla utrzymania komizmu podam jeszcze taką ciekawostkę. Mianowicie, zastanawiałem się dzisiaj, skąd u mnie doskonałe umiejętności matematyczne. Przypomniałem sobie wówczas odpowiedź z tabliczki mnożenia w podstawówce. I nie zwracam tym razem uwagi na to, że pani po kilku zapytaniach o wyniki prostych działań z mnożenia zaskakiwała nas jednym przykładem na dzielenie. Mowa o miejscu. Było chyba jakieś zastępstwo, bowiem byliśmy w innej sali niż zwykle. Z mojego postrzegania była to jakaś stara kanciapa, zimna jak próżnia kosmiczna i dla osób ze świadomością kwaterą dla niewolnika diabła. Może więc...
...zahartowały mnie do matematyki tamtejsze spartańskie warunki?
Zastanówcie się! A tymczasem poczekam na wasze subiektywne oceny. Napiszcie co w komentarzach, chociażby potwierdzenie tezy i NIE uznanie jej za herezję. Czekam!