Najnowsze wpisy, strona 6


paź 16 2014 Wspólnota, Kroniki i Nowa Lekcja z Dwóch...
Komentarze: 0

Nie udało mi się niestety czego dodać do mojego bloga Szaleńców Lub Clownów (ja się TYLKO śmieję z siebie), oczywiście wybieracie co Wam się podoba.

Ale to już przeżytek, bo tak było wczoraj. A tym razem na tym wpisie zobaczycie DZISIEJSZĄ datę, więc żeby nie było że nie ostrzegałem...

Zatem - opisujemy. We wtorek zarąbałem trochę drewna (niestety na budowę) w sprawach związanych z kolejnym spotkaniem MAGISu, gdyż w stu procentach zapomniałem o nim. Poinformowałem animatora, który zaraz wymalował mi uśmiech na twarzy. Powód? 25 października (sobota) o 18:00 należy spodziewać się spotkania integracyjnego na salkach. Nawiasem mówiąc, nie używałem roztrzepanego bałaganiarza-kolegi (PGJ), zatem każe mi napisać dopiero teraz, że MAGIS w Nowym Sączu ma siedzibę w kościele zwanym lokalnie Kolejowym. (:PPPP) Podobno zrobi się tam ośrodek zabawy (nie punkt sprzedaży piwa - uważnie mi tu czytać!!), co zachęca mnie do przyjścia w ów dzień. 

Przeczuwam, że będzie naprawdę nieźle!

Dalej - środa. Resztki pamięci z tego dnia wskazują mi na lekcję godziny wychowawczej (która w sumie nie jest TYPOWĄ lekcją), przeznaczonej tedy na wertowanie kart kronik gimnazjum. I tu przytaczam informację "biograficzną" (tak tylko umownie to nazwałem więc mi się nie krzywić): szkołę utworzono w 1999 roku, ma więc już 15 lat. Mnie i paru gapiom, którzy oblężyli moją ławkę, przypadła kronika sportowa. Dużo w niej ciekawego nie było (za dużo uczucia, za mało tego męskiego "bicia się"), co powoduje, iż szybko pomijam ten fragment...

...I przechodzę do dzisiejszego czwartku. Na pierwszej lekcji w szkole nadarzyła się historia (o rany, okrucieństwo dla mnie), na której omówiliśmy system feudalny, czyli średniowieczny odpowiednik dzisiejszej przewagi rodzica nad smarkaczem. Albo pieniądza nad przeciętną Kowalską...

Krócej: Chodzi o drabinę hierarchii, czyli że pan A ma sługę, pan B, zaś pan B ma innego, własnego sługę, choćby  - a ja wiem? - pana C. Więc pan A jest tu najwyżej, a pan C najniżej. Jasne?

Podobnie było na WOSie (wiedzy o społeczeństwie, jak ktoś nie wie - jestem dobrym człowiekiem bo chcę Wam wyjaśnić, nie?), ponieważ omawialiśmy hierarchię "stanów szkolnych". Przykładowo, miejsca w naszej drabinie zajmował miejsce dyrektor budy (muszę czasem tak napisać :P) albo rada pedagogiczna, czyli nauczyciele. Wówczas jeden uczeń porównał ten system podziału danych ról w szkole do założeń systemu feudalnego. Ludzie, przecież to nie średniowiecze, tylko współczesność! Era komputerów i rakiet atomowych, a nie jakichś nędznych katapult! One nie rozwalą miasta za winą pojedynczego strzału, czyż nie?

Takie więc były dzieje wtorku, środy i czwartku (możecie ożywić dni tygodnia i zapisać je - jak imiona - dużą literą, jak zechcecie). I tak oto wyróżniłem się z tłumu. Zasłynąłem oto kolejną trylogią...

janekkto1024 : :
paź 13 2014 Two in One czyli Dwa w Jednym - DWA wydarzenia...
Komentarze: 0

Nie ma to jak wrócić do starego zwyczaju pisania na blogu... I w końcu było coś, co nie może ominąć mnie i mojej odprawy celnej - wydarzenia takie jak to będą musiały opłacić cło obecnością siebie w Mózgu Janka.

A zatem - co takiego sprowadziło mnie z powrotem na fotelik? Dzisiejsze wydarzenia. Stała się tego dnia wyjątkowa składanka spotkania z pewnym panem co wygrał w "X Factor" czy czymś tam (mnie szczerze te rzeczy nie obchodzą mi głowy dookoła jak tej Ziemi więc "co tam...") oraz apelu na Dzień Nauczyciela. Oczywiście prawdziwe święto zacznie się dopiero jutro, gdy gimby będą mogły prawnie siedzieć w domu i nie obrywać lufami od wiatrówki w budzie - ich ogromnym wrogu. Ale to i tak bez związku.

Na tym spotkaniu (pierwszym) napotkać można było gościa co nieźle śpiewał. Tylko że jak zapuścił piosenkę ze swym gitarzystą, miałem wrażenie, że szyby w sali gimnastycznej (gdzie to było) są chyba naprawdę pancerne! Organizm niemalże przygotowywał się na konieczność zregenerowania narządów w brzuchu czy jeszcze ważniejszego założenia na uszy dłoni jako ochronników akustycznych.

Po skończonym śpiewie, podniosłem rękę. Pan przywiódł mnie do siebie - i co było oczywiste, w sali wzniosły się brawa.

- Na imię mi Mirek - powiedział pan (jeśli spamiętałem) - Chciałeś się pewnie coś zapytać, co?

Mówiąc to, przysunął do mnie mikrofon. Na myśli już od początku miałem tylko jedno:

-Cóż... Powie mi pan, ile szyb już pan rozbił tą metodą?

Zwolna śmiech. Potem już śmiech na sali, i w końcu śmiejąca się wrzawa. No i szerokie brawo.

Pan Mirek wyznał, że tą metodą poszły już cztery sztuki (jakoś tak powiedział). Kiedy wracałem na drugi koniec, było trochę za cicho, więc wzniosłem ręce. A wtedy wybuchł - serio!! - kolejny wielki aplaus. Jakby tego było mało, kiedy odpowiadałem na późniejsze pytania - zgodnie z tematyką spotkania dotyczące polityki, demokracji i takie tam - gimby znowu podwyższały na chwilę poziom hałasu w sali. Poczułem się jak gwiazda (!!!), toteż na przerwie poinformowałem kolegę, że jak zajdzie potrzeba, może śmiało przysunąć mi długopis i kartkę pod nos, żebym wpuścił parafkę.

Pół przypał, pół szczęście!

Na apelu zaistniały inne, też ciekawe wydarzenia. Wbrew pozorom, to nie był jakiś okrutny apel, tylko przedstawienie - naszą szkołę przedstawili jako Królestwo Gimnazjon 6, wybrali Izę Ziaję - wybacz za publikację ;) - pod nazwiskiem Lady Julietta (:P) jako władczynią ziem, wskazali paru rycerzy i najlepszych sportowców szkoły jako bojowników... cuda-jaja-jeszcze-więcej!

Dopiero w późniejszej części wspomnieli o czarownicy, która wytwarza niezwykłe leki i sterydy (tak se PGJ nazwało XD), które wspomagają przyswajanie wiedzy i jej uzyskiwanie. Tyle że była to nasza polonistka, pani Godek... W sumie - ubrała się na czarno, a gdyby nadać naszej pani właściwą fryzurę, naprawdę mogłaby wybrać się na karnawał! Zrobili jeszcze parę śpiewów i w ogóle... Trochę mi się nudziło, ale wolałbym to jako zastępstwo naszej ostatniej, 6tej lekcji, którą byłby język polski, niż sama bezpośrednia nauka na lekcji! 

Heh - każdy by wolał!

No a co dalej? Wyryłem to wszystko, co żeście przeczytali, na jakże wygodnej kartce elektronicznej! No i wkońcu opublikowałem to... Chociaż teraz jeszcze tego nie dodałem do bloga. Hmm...

janekkto1024 : :
paź 06 2014 Co było dzisiaj plus to co dodałem czyli......
Komentarze: 2

Jak zwykle, pełnia przyczyn składa mi głębokie ukłony, a ja ich i tak odwołuję daleko stąd. Zrobiłem to dzisiaj, pisząc tę oto notkę, jeśli ktoś nie zauważył...

Stało się dziś kilka wydarzeń, które chętnie opiszę z WŁASNEGO punktu widzenia. Zatem - wszystko zaczęło się na pierwszej lekcji. Biologia... wiedza o tematyce kilku rozdzielonych od siebie dziedzin, spojonych w jedną całość (sprzeczność?), takich jak genetyka. Ale obrabiamy nie proces powstawania obcych wśród nas, tylko budowę ciała człowieka. Dzisiaj rozpoczął się nowy temat: Mięśnie Człowieka Czyli Co W Tobie Pracuje Jak Komuś Wymaścisz(tm) (PGJ wymyślił końcówkę nie ja!). Ach, nie ma to jak wiedzieć, co sprawia, że mamy krwiste mięso a dinozaury by chciały nas usmażyć na jakąś obiadową przystawkę... Ale mnie się wydaje, że niełatwo nas przyrządzić, więc jadłyby Nas na surowo. A gdyby nie lubiały one surowicy, może i zrezygnowałyby z polowań na homo sapiens. Cóż - i tak nic nie wiadomo.

Ale my tu GG na lekcji biologii o przetrwaniu ataku tyranozaura, a było więcej lekcji! Następną była matematyka. Stare porzekadło Mózgu Janka, rozdział 234 Przysłowia i porzekadła 31. wersety 49003-49004 mówi: Jak się uczysz w gimnazjum, to masz Polaka, Angol i Niemca, ale CZTERY języki: angielski, polski, niemiecki i... matematyczny. W końcu matematyka to też odrębny język.

Wiecie co? Mam wrażenie, że tyle czasu nie pisałem, bo przeszukiwałem swoje biblioteki tylko w poszukiwaniu tego porzekadła...

Do rzeczy. Wspomniałem o dzisiejszym istnieniu matmy jako drugiej lekcji. Miło, że nie miałem zadania domowego, oj miło! Za to - na samej lekcji - było już nieco gorzej (musi być gorzej, bo skoro nie miałem zadania w budce rodzimej to miałem dobrze w domu, w szkole muszę mieć gorzej niż w kanciapie), bo przerabialiśmy poprawę sprawdzianu z POWERów - czy tam tych "potęg". Prawie idealnie napisałem, więc de facto miałbym zero do pisania, najwyżej troszeczkę błędów. A jednak Pani Michalik zrzuciła NA NAS WSZYSTKICH ciężar poprawy zadań z większością pomyłek, które ja wykonałem prawidłowo. Chamstwo, chrzaństwo, draństwo, mieszczaństwo...

No co...? To tylko taka rymowanka niektórych wkurzonych, nic złego...

Dalej, 3cia lekcja - niemiecki. Język Second World War. Kto nie oblał Angola, wie o co chodzi. Nie było zbyt wielu ciekawych rzeczy - jedna osoba zapytana, przy czym 99,999% nieprzygotowanych zwykle obrywa lufą, trochę pisania, spuszczonych na różnych rozmówców 6 minusów z puli, i to niekoniecznie po jednym... 

Ale szczerze - tak wygląda dosłownie każda nasza lekcja Niemca (nie tego ucznia z 2c tylko przedmiotu, języka)! Żadnych urozmaiceń ani dodatków, w kółko to samo - no, może zmienia się liczba danych minusów albo braków zadań - dziś było bodajże 0...

Ogółem - nuda na kółku czyli kole, maszynie prostej z dawnych już czasów... No i jeszcze historia, na której była powtórka z działu, bo zbliża się "sprawdzianokartkówka", jeśli można tak się wyrazić. Bo sprawdza jak sprawdzian, ale czasowo jest to kartkówka. Co za różnica, i tak to co zwykle zwane nudą, nauką czy tam sprawdzianem, klasówką itd....

I już wiecie, czemu tak krótko opisałem lekcję historii. Piątą lekcję (zajęcia artystyczne z prezentacją nt. sztuki pierwotnych ludzi) omijam spod opisu szczegółowego...

 ...I przechodzę do ostatniej - 6tej - będącej językiem ojczystym - po naszemu Polakiem. Ach, polski języku, trudny i nieopanowany nie tylko przez obcokrajowców, ale i przez wielu rdzennych Polaków...(?). Oczywiście ten pytajnik w nawiasie możecie zobaczyć lub nie, to już zostawiam Wam. Rzecz chyba Wam jasna, moi Czytelnicy z kasty Rap(i)erów (nowe słowo które można ułożyć to nazwa typu broni białej :P), polski to nuda: mnóstwo pisania i często wykonywane zadanie domowe na lekcji, bo się dostało BZ.

Coś Wam wpiszę: Język polski to nuda. Nuda to rozmowy. Rozmowy to upomnienia. Jak dalej nuda to więcej rozmów. W końcu więcej upomnień i robią się uwagi. Na wywiadówkę przychodzą rodzice, a po dowiedzeniu się istnienia min. 5 uwag w dzienniku leją Was po tyłach.

I to wszystko przez parę lekcji polskiego, masakrującego wiele męskich, a nawet i żeńskich umysłów. Co za życie...

paź 01 2014 Wczoraj i dziś: Spotkanie (Prawie) Świętych...
Komentarze: 0

Biały człowiek ma zegarek, ale nie ma czasu... mówi porzekadło indiańskie. I chyba nie miałem czasu, żeby dalej pisać. W każdym razie, mam natłok wydarzeń, który miło by było rozładować.

Wczoraj było pierwsze spotkanie MAGISu, ale nie tylko - miałem na głowie szeroką mozaikę spraw na głowie, których dla zapobiegnięcia SPAMowaniu własnej notki (choć może PGJ każe mi wykazać się lenistwem, żeby było więcej czasu na ciupanie w gry). Przede wszystkim, spotkanie. Kicha polega na tym, że spóźniłem się o jakieś 10 minut (czy tam 2/3 kwadransu, wolna Ameryka z interpretacją), ale animator Grzegorz nawet nie poruszył jeszcze dzisiejszego tematu.

A właśnie, temat! Rozmawialiśmy o aniołach. Niewielu może wie, ale szatan to również anioł - zupełnie jak nasz Anioł Stróż. Również może nam podpowiadać co możemy zrobić, zadawać pytania. Nie może jednak wkopać nas do zrobienia czegoś, bo w końcu wolna wola (o tyle lepiej). Przykład podano jeszcze przed spowiedzią, ale człowiek jest już przy ławce, ale wówczas zaczyna się walka Anioła Stróża z szatanem i jego pokusami:

Anioł Stróż: Bez obaw, śmiało, wyspowiadaj się. To coś z pewnością dobrego, dla ciebie...

Szatan: Spowiedź dobra!? Chłopie, to nie jest OK, pozostań przy grzechu. Rozrywka i w ogóle. Zresztą kto by zauważył to parę grzeszków...

AS: Ale wiesz szatanie, że Boga nawet takie "grzeszki" wkurzają?

Sz: Taaaaaaaaaaaaaaaaa, bo Bozia se wszystko widzi i puszcza pioruny z jasnego nieba, tak?

AS: NAWET, kochany!

Sz i AS: (CENZURA)

I tak dalej... Resztę przydałoby się wkrótce ocenzurować. Zupełnie jak w kreskówce, co nad głową pojawia się jedno Ja białe z skrzydełkami, i obok to złe, diabelskie Ja, i się kłócą. A jeśli to NIE kreskówka to w końcu się po prostu piorą. Ale nie przy Czytelnikach...

W każdym razie, rozmowy były prowadzone dość przyjemnie, więc zapewne łatwo się tu zaaklimatyzuję (dostosuję jak co).

Zaś dzisiaj... Dziś była... no... szkoła. Cóż, pomysłowość moja czasem nie zna granic, a czasem nauczy się ich na jakiejś tam Akademii Dla Pomysłów i wyjdzie z wykształceniem kosmicznym, aby wkrótce znowu się zdegradować do poziomu "bez granic", kiedy to nie będzie już wiedziała, co to granica i znowu zasugeruje mi jakieś nie wiadomo jakie akcje szarokomórkowe. Dziwne to trochę: będzie ona wiedziała więcej bez dyplomu z wyżej wspomnianej szkoły...? Tym razem, moja pomysłowość znała granice, ale jeszcze to zmienię.

Przechodziwszy do tematu, mamy nowego nauczyciela geografii. Jeszcze nie znam jej po(d)pisu (Agnieszka Michalik w podpisie ma raczej litery Allich niż Amich), jednakże mam pewność, że nauka geologii graficznej (na wesoło: kamienistyki rysunkowej) będzie przebiegać inaczej. Jak na razie wiadomo mi o jej zwiększonym nacisku na lekcje, bo mamy jedną godzinę tygodniowo, i trochę więcej będziemy wykorzystywać zeszyt przedmiotowy. Mam jednak niepokojące wizje-przeczucia, iż nauka naszego przedmiotu okaże się niebezpieczna dla PGJ i moich kolegów...

A jednak moje PGJ niekiedy się przydaje, choćby po to, abyście użyli mięśni mimicznych do utworzenia uśmiechu, a teraz co? Złożą mi biedaka w ofierze, co!? Może chociaż się nie dam...

Mimo wszystko, jakoś się żyje. Nie było jednak dzisiaj czegoś dziwnoego, śmiesznego, produkującego fanów wokół jednego autorytetu (lekcja W(ł)OSu)... Jak dla mnie to nic. Ale - co mnie to obchody, dopiero co rozwijam rolkę!

wrz 27 2014 Posuwam się do przodu (chyba...)
Komentarze: 0

Utrwalam dziś krótko i na temat: rozmawiałem z siostrą. Ofiarowała mi sugestię wstąpienia do MAGISu. To taki "klub pobożnych". Uważa, że jestem trochę młody, ale jak dla mnie to chrzanienie; zwyczajnie (za radą nadawczyni sugestii) udałem się do animatora, po mszy tej grupy, błagając (jakby był wredny, chociaż nie był, to może i na klęczkach) o podanie czasu i miejsca spotkania: wtorek, 18:15. I było być.

Spoglądając na to wydarzenie z innej strony, chciałbym (serio!) poznać WASZE zdanie w tematyce mego postępowania. Czy był to krok w przód? Faktycznie jestem za młody na coś takiego (członkowie MAGISu będą wiedzieli)? W końcu nie jestem zapełniony po brzegi PGJ i mam trochę serca. No i lubię, jak ktoś mi radzi, co dalej. Jestem przekonany, iż będzie to miało pozytywne skutki w dalszym życiu Waszego zwariowanego gimbusa. ;)

A na koniec:

Jasio pyta się nauczycielki:
- Proszę pani, czy można kogoś ukarać za coś, czego nie zrobił?
- Ależ oczywiście że nie.
- No więc chciałem zgłosić niezrobienie pracy domowej...

wrz 24 2014 Życie i życie Gazeta niecodzienna: Trzy...
Komentarze: 0

Dedykuję ten wpis wszystkim, którzy (szczególnie w gimnazjum) DOBIJALI SIĘ o kolejną notkę. Chcieliście to macie!

Do rzeczy. Nie pisałem dość długo, bo byłem zasypany resztą spraw, m.in. nudą. Ale dziś coś zamieszczam, bo Bozia chce zapewne udowodnić że nie zapomniała o mnie i reszcie towarzystwa równowiekowego, więc mi rzuciła nieco Breaking News.

Opowiem, co znowu było dzisiaj. Cztery pierwsze lekcje - liczydło, "co się dzieje jak komuś dasz w nos czyli siły składowe" i dwukrotnie powiększona męczarnia anglojęzyczna - były jak chleb w dni robocze. Napisz to NNN!... NNN masz lufę!... NNN czemu pusta kartka?!... (niekiedy NNN to ta sama osoba :P) i tak się toczy (itst.). Ale od godziny wychowawczej (GDW, lekcja 5.) zaczęły się dziać rzeczy, no, nieco INNE niż wg Schematu Pospolitego. Po pierwsze, Pani dała nam (nie, ma być szacun: Nam, dużą literą!!!) kartki z ankietą, która pomogła ustalić, czy jam wzrokowiec, słuchowiec czy kinematyk (czy jakoś tak, przez PGJ zapominam - chodzi o osobę, która zapamiętuje, gdy coś robi, for example chodzi w kółko). Okazało się, że ja jestem nieco tym czymś na K, W dużym stopniu wzrokowcem, ale głównie słuchowcem. Nie znam wyników u innych, ale mnie to JAKIE TAM COSIK obchodzi. Tak jest zresztą z każdą ankietą. Jak metoda nauki 3Z: zakuć-zdać-zapomnieć. Tlko że tu jest inaczej: zobaczyć-zapisać-zapomnieć. Nawiasem mówiąc, to pilni uczniowie też stosują metodę 3Z, ale ma nieco inną treść: zakuć-zdać-zapamiętać. Taki mój wymysł. PGJ, masz kopa w tył! Po drugie (wciąż na tej lekcji, nadarzył się ciekawy incydent. Pani podchodzi do kartonu, zwraca się do 2a i mówi:

- Proszę bardzo, przyznać się: kto napisał na plakacie Putin?

Od początku: robiliśmy plakat z pomarańczowego kartonu, na którym znalazły się wszelakie podpisy członków klasy.

A zatem - nic. Cisza. Nothing. Gdyby nie moja chęć do gorliwej walki z muchami, komarami i resztą owadów wkurzająco-latających, byłoby słychać muchę przelatującą obok. Jak w kościele (albo - dajmy na to - kapliczce). W końcu ciszę przerwała pewna uczennica.  Uważała się za winowajcę, ale niewiele to dało. W końcu wychowawczyni (polski, bez powtórzeń) uznała, iż należy wyzbierać z całej klasy sumę potrzebną na kupienie nowej kartki. I tak oto, do akcji wkracza Pastey. Pamiętacie jego rolę jako maszynę do podpierania drzwi? Chyba wsławił się u nas. Obiecał pokryć całe koszty, zamiast grabić każdego z osobna. W końcu - jest zastępcą przewodniczącego klasy. Świat potrzebuje takich ludzi!!!

Po trzecie (to już na ostatniej, 6tej lekcji religii), zrobiłem sobie mały przypał, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Otóż, obserwowaliśmy, jak ksiądz po raz n-ty z rządka pokazuje, jak wykonywać chrzest (na wypadek niebezpieczeństwa śmierci możemy chrzcić, jakby się nie wiedziało), kiedy nagle wypaliłem:

- Proszę księdza!

- Słucham?

- Bardzo sprawnie ksiądz pokazuje to wszystko. Co za doświadczenie...

- Co?

- Spytam się z ciekawości: ile razy ksiądz już chrzcił?

HAHAHAHA...

- Cóż... - ksiądz zwrócił się do klasy. - Raz ochrzciłem siostrzenicę.

W klasie dało się usłyszeć rozciągnięte na 2 sekundy "woooooow", a kilku się jeszcze śmiało. Szczęściarz jestem, bo w razie innego, mniej znanego przez klasę księdza zaliczyłbym może lufę lub "uważnie obserwować". Ale była mała frajda!

No i co? Wreszcie bez zbędnego ględzenia w tematyce oczekiwania na następne notki plus nudzenia się, minimum na czas określony w dniach, jakieś 3-4. NO!

Kurcze, przez to pisanie można naprawdę się zmęczyć... No dobra - desant!

janekkto1024 : : nuda  
wrz 19 2014 Weekend od jutra i co było dziś w Gim6
Komentarze: 0

Weekend! Koniec tygodnia. End of the week.Woche Ende (czy jakoś tak, miało być po niemiecku). Krótko mówiąc - najszczęśliwszy po wakacjach okres wypoczynku oraz trzepania klawiaturą i systemem WASD (o co chodzi domyślcie się sami :P) aby poruszać wirtualną postacią. Nic, tylko trzymać pod ustami źdżbło trawy...

Zaraz, moment, chwila, minutkę. Dziś piątek. A szkoła?

No tak, za bardzo się rozpłynąłem...

A jednak PGJ jest czasem chamskie i dla przeciętnego gimbusa. Kto by pomyślał?

No dobra, chyba się zrobiło odrobinkę nudno i beztematycznie, więc może podkręcę tempo... Mama wyjeżdża na rekolekcje. Znika z naszego życia na całe dzisiejsze popołudnie (wyjechała coś koło tej pory), a pierwsze lamenty mnie i Taty (Mama jest osobą przeciętną na swą płeć i nie zawsze nasza męska strona lubi sytuacje z nią związane) zaczną się w niedzielę rano. Rodzice są przydatni do życia, ale jak na razie na mojej twarzy może się wymalować przyjemny, niepozorny uśmiech. W szkole jedyna EPICZNA nowość to pierogi ze śliwą (serio, z zewnątrz są trochę fioletowe) zapodane przez ludzi ze specjalizacji "kucharza stołówkowego" czy coś tam (mój wymysł). Zdawało mi się, że moja hemoglobina zacznie po nich śpiewać "Szła dzieweczka do laseczka", co przy mocniejszym efekcie odbiłoby się na moim głosie, a tu - danie ocukrowane. Nie narzekam na dania sacharozą wsypane, jednakże nie spiłem się żarciem. Mit obalony!

Chyba jeszcze nie wspomniałem, że chodzę w piątki na koło matematyczne (PGJ: Drewniaku, porąbało Cię?!?!?), zatem wspominam teraz. Zeszły tydzień skupiłem na obliczaniu niektórych paskudnych wyrażeń z pomocą wzorów na obcięte rozplenianie ( no co ;) chodzi o skrócone mnożenie), a dziś zająłem się rozwiązywaniem węzłów równań i nierówności (naprawdę mi nie wstyd że to piszę), które zawierają wartość bezwzględną. Wygląda ona tak:

2=2                      -5=5                 --8=-8           -9=-9

Czy już wszystko jasne? To nic trudnego - no chyba że się zacznie wtrącać niewiadomą miedzy tę linię aby się zrobiła nierówność czy równanie:

8x-5=90            9<2(3x)                 INNE...

Gorzej, gimby? Z tym pierwszym idzie jeszcze se poradzić, ale to drugie - nawet mnie, matematycznego mózga, zacina przy myśleniu. Ale mimo wszystko, z pewnością warto chodzić na kółko. Powód jest prozaiczny: 75% frekwencji na kole i wlepione w świadectwo. Warto? NO PEWNIE!!!

Z grubsza to tyle. Możecie se poczytać:

Kilku pracowników zapaliło przy pracy. Wszedł szef, a widząc sytuację, głośno powiedział:
- Tyle razy już wam mówiłem: nie palić w czasie pracy!!!
Ktoś z załogi tak odpowiedział:
- Że niby kto pracuje?


TŁUMACZENIE: Kiedy pracownicy palą, to de facto nie pracują, więc nie łamią zakazu...

Postscriptum - znam sporo kawałów i zbieram je w prywatnym dokumencie. Może suchary, ale część ludzi raczej nie zna, co?

wrz 17 2014 W(y)łamywacz. Jak wyłamać drzwi? Poradnik....
Komentarze: 0

Ooooo... Stały się ostatnio rzeczy nieopisane. A więc będą opisane - w końcu po to jest ten blog, tak.?

No cóż... To "ooo" które dodałem na początku, świadczy o niemiłym wydarzeniu w szkole (łatwo kojarzący zapewne się domyślili). Wspaniała ta sensacja, która niestety nie obiegła okręgu Gimnazjum, nadarzyła się wczoraj, za czasów przerwy między naukami fizycznymi (no dobra, WFami). Występują tutaj Karol (mały spryciarz spoza naszej klasy 2a, bo on jest z 2c) oraz Pastey (z naszej klasy, to pseudonim takiego chłopaka). Część chłopców z A była w szatni, ale czterech (w tym Pastey) zostało na zewnątrz tej szatni. I wtedy Karol wstąpił do szatni chłopaków. Pastey, zapewne dla głupawego śmiechu (właściwego tylko Nam), oparł się bezstresowo o drzwi wejściowe przebieralni (żeby już nie powtarzać), zagryzając kołaczka z cebulką. Po chwili ktoś próbował wyjść z szatni i napotkał opór, wykonany z zatrzymywacza drzwi Pastey-2100, typu opieranego. Efekt był chyba jasny: następowały stuknięcia w drzwi, jedno za drugim, drugie za trzecim, 10te za 11tym (PGJ każe mi skrócić zapis :P). Poradziłem opieraczowi, aby poczekał na kilka uderzeń i usunął się w chwili kolejnego, aby łatwo sprawdzić, "kto tam". Ale ten nagle się usunął i obejrzał się. Wyobraźcie sobie teraz drzwi bez zamocowanego dolnego zawiasu, które zostały na górnym!!!! W efekcie się schyliły. A z szatni wyszedł prawie triumfalnie Karol, w niebieskim dresie, jak gdyby nigdy nic. Wciąż byłem w pobliżu, więc zgłosiłem miejscowego WFistę o incydencie. Ten zaraz zatrzymał Karola, który upierał się, że to ja zrąbałem drzwi. Ale ja mu nie ufałem i zakładam że nikt nie chciałby mu uwierzyć, jako że ja zostałem NA ZEWNĄTRZ szatni. HE HE HE!

Oczywiście WFista na zaraz zaprosił kilku kolegów (w naszej postaci), aby pomogli przytrzymać drzwi. W ciągu kilku minut udało się je przymocować. I z usterki nie został najdrobniejszy ślad!

Jako miejscowy ośmieszany nieraz słyszałem drwiny śmietanki chłopskiej, ale mnie to obchodzi tyle co wielkość guzika od koszuli Murzyna po drugiej stronie globu. Albo kolor śniegu w zeszłej zimie.

Cóż... Może jednak kolor śniegu jest nieco, odrobinkę i szczyptę istotny...

janekkto1024 : : drzwi  
wrz 15 2014 "Nazwij słowo" i "Gadaj zmuszony",...
Komentarze: 0

Jest taka mała nowinka, która z decyzji Pana Przerośnięte Ego (to z powodu PGJ, wymyślone przeze mnie, funkcjonujące na momencik i na potrzeby bloga) powinna odnaleźć swe przeznaczenie biurokratyczno-informatyczne - być na e-papierze.

Do rzeczy. W kwestii tych imion dla słów z polskiego, sprawa się nieco zagmatwała. Po pierwsze, tylko JA uważałem to za sprawdzian - w rzeczywistości będzie to tylko licha kartkówka na 2/3 kwadransu. A szkoda, bo PGJ już się jarało, że jak jego mądra strona skończy pisać, ta "głupsza" będzie mogła się odprężyć, skupiając się na promilach, nadzianiu i całej reszcie tego, co etanolem i dymem doszło do naszych mózgów - a tu (PIK) klops! Po drugie - i to wiadomość bardziej istotna dla strategów kujących ten trudny szkolny metal na hartowaną blachę - termin "odskoczył" sobie z dziś na jutro. Powodem są upodobania (raczej problemy z czasem ale tego się nie pisze) Pani Godek. Mówi się trudno i morduje się dalej...

Mam jeszcze jeden doskonały kłopot. Dzisiejsza lekcja dotyczyła przemowy, a co najgorsze, sami mamy jakąś wygłosić w jesze następny wtorek (23 IX). Kto to (PIK) wymyślił, co?! To jest nonsens i coś na poziomie wyższym od naszego, a nawet chyba wymaganego na klasę drugą. Jeśli moja teza jest poprawna, mógłbym zarobić grube tysiące na sądzie.

Wydaje mi się jednak, że mój wiek będzie stanowił ogólnoeuropejską kpinę (świat to za dużo a Polska to za mało). Co by nie, życie jest ogromnie głupie, nudne i zrąbane jak to drewno na opał (pamiętacie ostatnią notkę?), póki nie dorobisz się dowodu istnienia. Widziałem w jakimś filmie ojca, który tłumaczył synowi, iż jego prawo jazdy jest jego życiem, niemalże prawem do życia. No w sumie - bez obrazy, ale jeszcze nie widziałem Żyda z prawem do pojazdów w ręku - nawet cudzym. A w drugiej nabijance widać było, jak miło im się żyło. Gdybyś więc, ty Nieznany Tato, mówił zamiast o prawie do aut, o dowodzie - z całą szczerością popieram.

W porządku - to chyba tyle. Na koniec - Gimbusy, nie dajcie się!!Inc.

wrz 14 2014 Imiesłowy, III Wojna Gimnazjalna i Żałoba...
Komentarze: 0

Biedny ostatni wpis... Idzie się tylko użalać nad tym, jak brakło mu śmiechu. Ale teraz to nadrobię i podniosę odrobinę kursy akcji blogowych. KASA, KASA, KASA!!!

Dobra, pora na realia, tak? No więc - ostatnio obiecałem, że coś popiszę o IMIESŁOWACH. Nazwa będąca udręką dla nas i relaksem (SPA czy jakoś tak) dla nauczycieli lub polonistów. Zatem, w ostatni wtorek była pierwsza lekcja polskiego na ten temat. Pani Godek rozpoczęła pisanie wapnem po tablicy. Tłumaczyła, że imiesłowy są pochodne od czasowników (czasownik=część mowy). Podkreślała także, że nie znamy wykonawcy czyności. Cóż, zdrowy rozsądek podpowiada mnie i nam, iż tutaj MUSI być jakiś właściciel. Niestety, nie moja wina, że polski jest porąbany jak drewno na opał. Ano trudno. Trzeba co tam spamiętać.

Przyjrzałem się schematowi z tablicy. Imiesłowy dzieli się na przymiotnikowe i przysłówkowe (a miał być czasownik, no ludzie!). Przymiotnikowe mogą być (raczej muszą być) czynne, zakończone na -ący/a/e (grający - coś tam logiki jest, ufff) albo też bierne, z końcówką -ny/a/e lub -ty/a/e (załatwiony!). A te przysłówkowe muszą być (patrz wyżej) współczesne, na koniec których wmontowano -ąc (brzdąc?) lub też uprzednie, z końcóweczką (dla odmiany) -wszy albo -łszy (zgodnie z PGJ kojarzy mi się przywaliwszy jako przykład). Ten podział ma się znaleźć w głowie - a przynajmniej powinien - albo będzie pała ze sprawdzianu w poniedziałek za imienia słowne.

Mnie tam nic nie grozi. Jestem kujonem takim, że załatwi mnie TYLKO, W OGÓLE I WYŁĄCZNIE coś potężnego z historii, bo to tylko moja słabość szkolna.

A teraz coś z wojny. Serio, w ostatni piątek była wojna na pierwszej matmie. Pani Michalik wyszła na pięć minut.

Drzwi trzasnęły. 10 sekund. Oberwałem kawałkiem gumki do mazania. Zachwilę jeszcze jednym, a potem kolejnym. Kolejni strzelcy to Krystian, Aneta oraz Arek. Chwilkę późn9iej zacczyna się draka. Potem bitwa, i wreszcie wojna. WOOOOOJNAAAA!!!

Oczywiście jak tylko przełożona matematyką wraca do sali, natychmiast natępuje pokój w Gimnazjum w 2014. No i z uśmiechem postarałem się o uwagi (po jednej na głowę) dla tych osób, których imiona wspomniano wcześniej.

Jeszcze mała uwaga. Dzisiaj niedziela, tak? (Jeśli nie, to znaczy, że czytacie o innej porze - logiczne, nie?) Więc - powiem, co było na mszy. Osoby bardziej pobożne wiedzą, że dziś Podwyższenie Krzyża Świętego. Ale, były śpiewy najgorszej jakości, najsmutniejszego humoru, najchłodniejszej szaty i najbardziej molowego akordu. Czułem się chyba jak na pogrzebie. Mówiłem też o tym swej siostrze, *****[prywatność;)], która doznała identycznego wrażenia. Wyobraźcie se teraz - wydawało się jej, że jest okres Wielkiego Postu! Taki był tego humor. Po prostu niewiarygodne.

Podsumowanie: Dni były zwariowane bardziej niż standardowej męskiej wielkości mózg. Każdy ma swoją małą męczarnię. A tymczasem - krzyżyk na drogę!